sobota, 29 stycznia 2011

Styczniowe stosy

Przedstawiam Wam wszystkie moje zdobycze, które przybyły do mnie od czasu ostatnich stosików, a więc od połowy grudnia. Troszkę się tego nazbierało, zaczynam się powoli martwić, gdzie będę ustawiać książki, kiedy zabraknie mi miejsca na półkach... Cóż, przydałby mi się dodatkowy pokój na książki, taki z mnóstwem regałów, wygodnym fotelem, małym stoliczkiem do kawy oraz kominkiem. Urocza wizja, prawda? :)

 

"Dobranoc, Panie Holmes" Carole Nelson Douglas - od Wydawnictwa Bukowy Las;
"Plan Sary" Paweł Jaszczuk - od Wydawnictwa Prószyński i S-ka;
"Zamówienie z Francji" Anna J. Szepielak - od Wydawnictwa Novae Res;
"Kwestia równowagi" Zoe Fishman - od Wydawnictwa Prószyński i S-ka;
"Gdzie indziej" Gabrielle Zevin - wymiana z Anetą, dzięki raz jeszcze;
"W naszym domu" Jodi Picoult - od Wydawnictwa Prószyński i S-ka.


Pod tym stosem, jako, że wszystkie tytuły są dobrze widoczne, dodam tylko, że każdą z tych pozycji otrzymałam w ramach oficjalnego recenzowania dla portalu Lubimy Czytać od Wydawnictwa Świat Książki oraz Wydawnictwa Jaguar. Dziękuję serdecznie.
Zastanawiam się tylko, kiedy ja to wszystko przeczytam... Na szczęście już za dwa tygodnie ferie, więc na pewno znajdzie się odrobina wolnego czasu. A tym, którzy obecnie je rozpoczęli życzę miłego odpoczynku od obowiązków. :)

poniedziałek, 24 stycznia 2011

"Historie miłosne" Éric-Emmanuel Schmitt


Dotychczas spotkałam się z twórczością Érica-Emmanuela Schmitta tylko jeden raz. Sięgnęłam wtedy po znaną i lubianą powszechnie książkę pt. "Oskar i Pani Róża". Historia chorego chłopca ujęła mnie swym realizmem i prostotą, i choć przyrzekłam sobie, że zapoznam się z innymi dziełami Schmitta, to jednak realizację tego zamiaru odłożyłam na później. Teraz, po przeczytaniu "Historii miłosnych", ogromnie żałuję, że kazałam Schmittowi tak długo czekać. Bo niewątpliwie nasze drugie spotkanie było jeszcze bardziej udane niż pierwsze. Bo niewątpliwie Éric-Emmanuel Schmitt potrafi pisać o miłości tak, jak nikt inny.

"Uczucia przemieszczają się jak płyty, które tworzą Ziemię. Kiedy się poruszają, kontynenty zderzają się ze sobą, powstają gwałtowne przypływy, wybuchy wulkanów, tsunami, trzęsienia ziemi..."[1]
"Historie miłosne" to zbiór siedmiu opowiadań traktujących o wszelkich uczuciach, jakie mogą zawładnąć sercem człowieka: od koleżeńskiej sympatii, poprzez gorącą, namiętną miłość, aż do dogłębnej nienawiści. Kompozycję tę wzbogaca dodatkowo jedna z najsłynniejszych książek Schmitta, "Tektonika uczuć". Każde z opowiadań, na swój sposób niepowtarzalne i wyjątkowe, przedstawia miłosne rozterki bohaterek - Marzycielki z Ostendy, która wspomina swą młodzieńczą miłość, obserwując świat przez taflę szkła; Gabrieli, zagubionej wśród własnych myśli, podejrzeń i wątpliwości, które popychają ją do zbrodni; Odette Jakkażdej, która darzy uczuciem sławnego pisarza; pięknej, adorowanej przez wielu mężczyzn Hélène, niepotrafiącej dostrzec piękna otaczającego świata. Przeżywając wszystko razem z tymi kobietami, dostrzegłam romantyczną, wrażliwą duszę samego autora. Zachwycił mnie sposób, w jaki potrafi on opowiadać o różnych odcieniach uczuć. O miłości, przyjaźni, nadziei, samotności, nienawiści, rozpaczy. 

"Spytała go, co może być pięknego w szarym deszczowym dniu, a on opowiadał o niuansach barw, jakie przybierze niebo, drzewa i dachy, kiedy wybiorą się na spacer po południu, o nieposkromionej potędze wzburzonego oceanu, o parasolu, który zbliży ich do siebie, gdy będą szli pod ramię, o szczęściu, jakie odczują, wracając na gorącą herbatę, o ubraniach suszących się przy kominku, o zmęczeniu, które wtedy z nich spłynie (...)"[2]

Opowiadaniem, które zdecydowanie najbardziej do mnie przemówiło, które poruszyło mnie najmocniej i wzbudziło we mnie emocje, był tekst pt. "Wszystko, czego potrzeba do szczęścia" - o kobiecie, która w pewnym momencie swego życia odkrywa coś, co już na zawsze burzy jej małżeńskie szczęście. Jednakże byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała także o równie dobrej "Zbrodni doskonałej" czy "Marzycielce z Ostendy". Tak naprawdę każde opowiadanie ma swój niepowtarzalny urok, każde przedstawia nam inną, lecz równie piękną i wzruszającą historię.

Ostatni element "Historii miłosnych", stanowiący pewnego rodzaju zwieńczenie całości, a mianowicie "Tektonika uczuć", poniekąd mnie rozczarował. Poniekąd, gdyż miłość bohaterów - Diane oraz Richarda - była bardzo piękna, ich uczucie skłoniło mnie do pewnych refleksji. Rozczarowałam się jedynie co do samej formy tego utworu, gdyż "Tektonika uczuć", pisana w formie dramatu, z podziałem na role, nieszczególnie przypadła mi do gustu. Trudniej było mi wczuć się w sytuację bohaterów, dialogi były momentami nieco sztuczne, brakowało mi opisów, głosu narratora. Niemniej jednak Schmitt po raz kolejny udowodnił, że umie posługiwać się słowem i robi to naprawdę wspaniale.

Cóż więcej należałoby dodać? Słówko pochwały dla Wydawnictwa - "Historie miłosne" zostały naprawdę przepięknie wydane, okładka przyciąga wzrok, a przy tym zbiór dopełniają cudowne ilustracje autorstwa Patrycji Wojtczak. Czyż nie jest to dodatkowa zachęta? Myślę, że wystarczy już tylko jedno krótkie słowo: polecam. 


[1] "Historie miłosne" Éric-Emmanuel Schmitt, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, str. 453
[2] Tamże, str. 247

 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać

poniedziałek, 17 stycznia 2011

"Okruchy przeszłości" Rachel Hore

 

"Okruchy przeszłości" to trzecia z kolei powieść Rachel Hore, brytyjskiej pisarki. Autorka zabiera nas do Londynu, gdzie toczy się akcja książki. Przyznam, że ogromnie lubię, kiedy właśnie to miasto pojawia się jako tło wydarzeń, dlatego też liczyłam po cichu na miłą, odprężającą podróż do stolicy Anglii wraz z bohaterami powieści. Czy "Okruchy przeszłości" spełniły moje oczekiwania? O tym za chwilę.

Fran Morrison to trzydziestolatka, której życie nigdy nie rozpieszczało - matkę straciła, gdy była małą dziewczynką, zaś z ojcem nigdy nie łączyły jej szczególnie ciepłe relacje. Kobieta postanawia więc wyrwać się z domu, z którym wiążą się jedynie smutne wspomnienia, i rozpocząć zupełnie inne życie - podróżując po świecie oraz poświęcając się muzyce. Kiedy jednak pewnego dnia niespodziewanie otrzymuje wiadomość, iż jej ojciec jest ciężko chory, Fran musi wrócić do rodzinnego domu. Postanawia zająć miejsce ojca w pracowni witraży Minster Glass i wraz z młodym pomocnikiem, Zackiem, podejmuje się rekonstrukcji zniszczonego witraża przedstawiającego pięknego anioła. Dzieło sztuki doprowadza kobietę do pewnej historii z końca XIX wieku, a tym samym przybliża ją do poznania prawdy o własnej matce. Fran odkrywa siłę prawdziwego uczucia, moc przebaczenia i powoli odnajduje swoje miejsce w życiu.

Powieść Rachel Hore to niewątpliwie pozycja należąca do literatury kobiecej, choć niezupełnie. Owszem, pojawiają się w niej dość liczne wątki miłosne, jednakże to nie na nich opiera się główna oś fabuły. Znajdziemy w niej bowiem coś ponad miłość i romanse, autorka postarała się o to, by "Okruchy przeszłości" były powieścią wielowątkową, w której mamy możliwość obserwować losy zarówno głównej bohaterki, Fran, jak i jej przyjaciółki z czasów dzieciństwa, Jo; przystojnego dyrygenta, Bena, który zręcznie potrafi manipulować innymi ludźmi; zagubionego, samotnego, rozpaczliwie poszukującego zrozumienia Zacka; naiwnej, lecz przy tym jakże uroczej Amber. Hore stworzyła całą gamę postaci, lecz nie mogę powiedzieć, by były to wybitnie dobrze dopracowane charaktery, choć oczywiście przy tego typu literaturze nie można wymagać zbyt wiele. Godny uwagi jest za to zabieg, który wprowadziła autorka dla, jak sądzę, urozmaicenia książki - narracja "przeskakuje" co jakiś czas z teraźniejszości do przeszłości, kiedy to mamy okazję poznać historię innej bohaterki, Laury Brownlow, żyjącej w epoce wiktoriańskiej. Zabieg, moim zdaniem, dość ciekawy, z pewnością można go ocenić na plus.

Dobra pozycja dla osób, które lubią powieści obyczajowe lub po prostu mają ochotę na lekką, przyjemną w odbiorze lekturę. "W okruchach przeszłości" z pewnością nie odnajdą się miłośnicy szybkiego rozwoju wydarzeń, wbijających w fotel zwrotów akcji itd. Książka, choć - co trzeba przyznać - jest tylko przeciętnym czytadłem, jakich wiele, ma w sobie pewnego rodzaju ciepło i roztacza wokół bardzo miłą atmosferę. Jeśli ktoś ma ochotę - polecam.

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

poniedziałek, 3 stycznia 2011

Wyniki losowania

Tak, jak obiecałam, w dniu dzisiejszym przedstawiam Wam wyniki losowania noworocznego. Przede wszystkim chciałabym Wam podziękować za tak liczne zgłoszenia - nie spodziewałam się aż tylu chętnych. Ogromnie mnie to ucieszyło! :) A teraz krótka relacja fotograficzna....


Karteczki, na których wypisałam imiona/nicki wszystkich chętnych, zostały wrzucone do specjalnej maszyny losującej. ;)


Zwolnienie blokady - w tym celu wykorzystałam młodszą siostrę.

"Dni trawy" powędrują do...


Serdecznie gratuluję! Proszę o kontakt mailowy: liliowa@onet.pl 
Adres przekażę Wydawnictwu Dobra Literatura, które zajmie się wysyłką książki.
Jeszcze raz dziękuję wszystkim, którzy wyrazili chęć wzięcia udziału w zabawie. Mam nadzieję, że w przyszłości ponownie uda mi się zorganizować tego typu konkurs.

Pozdrawiam!

niedziela, 2 stycznia 2011

"W imię miłości" Jodi Picoult


Pierwszą książką Jodi Picoult, po jaką sięgnęłam, była powieść "Bez mojej zgody". Od tego czasu minął już prawie rok, toteż zdecydowałam się na ponowne spotkanie z twórczością tej pisarki, która ostatnimi czasy stała się niezwykle znana i lubiana wśród czytelników na całym świecie. Tym razem wybór padł na "W imię miłości". Zauroczył mnie chłopczyk z okładki - tyle wystarczyło, aby przekonać mnie do tej pozycji. 

Nina Frost, zastępca prokuratora, zajmuje się głównie prowadzeniem postępowań w sprawach dotyczących przemocy wobec dzieci. Zawsze stara się robić wszystko, co może, aby doprowadzić do skazania sprawcy. Jednakże w ciągu siedmiu lat pracy udało jej się to zaledwie kilka razy - zazwyczaj oskarżony wychodził z sali sądowej jako uniewinniony lub z wyrokiem w zawieszeniu. Toteż kiedy pewnego dnia Nina oraz jej mąż, Caleb, odkrywają, iż ich pięcioletni syn, Nathaniel, padł ofiarą molestowania seksualnego, kobieta, ogarnięta rozpaczą, gniewem i chęcią zemsty, decyduje się na desperacki krok - postanawia sama ukarać człowieka, który skrzywdził jej dziecko. 

Po raz kolejny Jodi Picoult zaserwowała czytelnikom historię, w której przez cały czas toczy się gra na emocjach odbiorców. Pomimo tego, że sama nie jestem jeszcze matką, nietrudno było mi wczuć się w sytuację Niny. Doskonale zdaję sobie sprawę, jakie wrażenie musiała wywrzeć na niej wiadomość, iż jej pięcioletni synek został zgwałcony. Karygodność tego czynu potęguje dodatkowo moment, w którym autorka odkrywa przed nami, kto dopuścił się czegoś tak przerażającego, krzywdzącego, zadającego ból i cierpienie. Dlatego kilkanaście stron dalej, kiedy główna bohaterka decyduje się na samodzielne ukaranie sprawcy, przed czytelnikiem rodzą się pytania natury etycznej i moralnej: czy ta kobieta postępuje słusznie? Co my zrobilibyśmy na jej miejscu? Jak odnaleźlibyśmy granicę pomiędzy dobrem a złem w takiej sytuacji? 

Tym, co charakterystyczne dla książek Picoult i czego nie zabrakło również i w tej, są liczne, wyczerpujące opisy rozpraw sądowych, dokładne analizy wszelkich dowodów ze strony prokuratora i obrony oraz retrospekcje. Momentami może się to wydawać nieco nużące - sama również miałam niekiedy podobne odczucia, jednakże chęć poznania finału historii przyćmiewa wszelkie zgrzyty i potknięcia autorki. Na uwagę zasługuje wieloosobowa narracja, która, moim zdaniem, jest dużym atutem powieści. Czytelnik może prześledzić wydarzenia zarówno z perspektywy Niny, jak i ma możliwość spojrzeć na wszystko z punktu widzenia narratora, który opowiada o wewnętrznych rozterkach pozostałych bohaterów. Daje to szansę na wnikliwą ocenę faktów.

"W imię miłości" to mądra, niezwykle życiowa książka, która pokazuje, ile zła i okrucieństwa może skumulować się w jednym człowieku i ile człowiek może poświęcić i zrobić w imię trwałego, silnego uczucia. Jodi Picoult posiada nietuzinkową umiejętność pisania o sprawach trudnych, bolesnych, ale i prawdziwych, w sposób, który nasuwa czytelnikowi wiele refleksji i nie pozwala na obojętne przejście obok ludzkich tragedii. Polecam, zwłaszcza tym, którzy stronią od tego typu literatury - czasami dobrze wiedzieć, co może dziać się tuż obok nas.