czwartek, 25 sierpnia 2011

Stosy dwa oraz losowanie urodzinowe

Ogromnie lubię oglądać Wasze stosy, jednak sama nie należę do osób, które regularnie prezentują najnowsze zdobycze książkowe. Wynika to po części z mojego lenistwa... Tak, tak, jeśli ktoś jest prawdziwym leniem, to nawet zrobienie kilku zdjęć przerasta jego możliwości. ;) 


Stos pierwszy, recenzyjno-wymiankowo-zakupowy.
"Pałac Północy" Carlos Ruiz Zafón - w wersji audiobooka, niespodziewany prezent od Muzy;
"Trzy filiżanki herbaty" Greg Mortenson, David Oliver Relin - do recenzji od Księgarni Matras;
"Co wiedzą zmarli" Laura Lippman - mój własny zakup w Taniej Książce;
"Jutro" John Marsden - wymiana na LC;
"Atrofia" Lauren DeStefano - do recenzji od Wydawnictwa Prószyński i S-ka;
"Sekretna córka" Shilpi Somaya - jak wyżej;
"Miasto kości" Cassandra Clare - wymiana na LC (nareszcie udało mi się zdobyć tę książkę! :));
"Dziewczyny wojenne" Łukasz Modelski - egzemplarz próbny od Wydawnictwa Znak;
"O pięknie" Zadie Smith - wymiana na LC.


Stos drugi, w całości recenzyjny w ramach mojej współpracy z portalem Lubimy Czytać.
"Bezpieczna przystań" Nicholas Sparks (recenzja);
"Klaudyna w szkole" oraz "Klaudyna w Paryżu" Colette;
"Jutro 2. W pułapce nocy" John Marsden;
"Przyjaciółki na zawsze" Jennifer Weiner;
"Kolory tamtego lata" Richard Paul Evans;
"Największy lęk" Linwood Barclay;
"Submarino" Jonas T. Bengtsson (czytam obecnie, choć muszę z żalem przyznać, że dość opornie mi to idzie... Chyba spodziewałam się czegoś innego po książce zbierającej wyłącznie pozytywne recenzje).  

Muszę przyznać, że choć takie stosy to najlepszy sposób na poprawę humoru, to jednak perspektywa nadchodzącego wielkimi krokami końca wakacji mnie przeraża... A zwłaszcza fakt, że przede mną ostatni, decydujący rok liceum. Matura...! Mam jednak nadzieję, że wśród podręczników, zeszytów i notatek zdołam znaleźć chwilkę czasu na nadrabianie zaległości czytelniczych (które przez najbliższe miesiące urosną do niebotycznych rozmiarów...).  

***

A teraz sprawa druga... Kochani! Kilka dni temu uświadomiłam sobie, że przegapiłam pierwsze urodziny bloga! Dokładnie 9 sierpnia 2010 roku powstała Kraina Literatury. :) Od tamtej pory mogę dzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat książek, a sprawia mi to tak ogromną radość, że obecnie wprost nie wyobrażam sobie życia bez tego mojego miejsca w sieci. Z tej okazji chciałabym podzielić się z Wami jedną z lokatorek mojej domowej biblioteczki. Chodzi o książkę, którą kilka tygodni temu recenzowałam - "Gorzka czekolada" Lesley Lokko.

Losowanie urodzinowe

Każdego, kto chciałby skosztować "Gorzkiej czekolady" przygotowanej przez Lesley Lokko proszę o wyrażenie chęci w komentarzu pod tym postem. Mile widziane pozostawienie szerokiego uśmiechu! :) Zgłoszenia będę przyjmować do końca wakacji, czyli 31 sierpnia (środa) włącznie. 1 września, w ten nieszczególnie wesoły dzień, przeprowadzę losowanie. Osoby, które nie posiadają bloga proszę o podanie adresu e-mail.

A na koniec życzę Wam udanego końca wakacji i wejścia w nowy rok szkolny z naładowanymi akumulatorami oraz uśmiechem na twarzy! :) Pozdrawiam!

piątek, 19 sierpnia 2011

"Bezpieczna przystań" Nicholas Sparks


Pewnego dnia Katie zjawia się w niewielkim miasteczku Southport w Karolinie Północnej. Młoda i atrakcyjna, szybko wzbudza ciekawość mieszkańców. Wynajmuje mały domek i zatrudnia się jako kelnerka w miejscowej restauracji. Z tylko sobie znanego powodu cały czas zachowuje dystans – nie nawiązuje żadnych bliższych kontaktów z innymi, żadnych przyjaźni czy nawet zwykłych koleżeńskich sympatii. Udaje jej się to do czasu, aż poznaje Alexa, wdowca, wychowującego samotnie dwójkę dzieci. Oprócz tego – jak to bywa w niewielkich miejscowościach, gdzie wszyscy zdają się wiedzieć wszystko o wszystkich – nowa sąsiadka Katie, choć sympatyczna, wydaje się być nieco wścibska i zbyt gadatliwa. Wtedy właśnie bohaterka musi podjąć decyzję - czy nadal chce izolować się od całego świata, schowana w swej skorupie zbudowanej z bólu i złych wspomnień? Okazuje się jednak, że nawet największe zmiany nie są w stanie wymazać z pamięci tego, co wydarzyło się w przeszłości.

Do książek Nicholasa Sparksa nie byłam przekonana aż do momentu, gdy sięgnęłam po powieść "I wciąż ją kocham". Stała się ona wtedy dość popularna za sprawą ekranizacji, która w tamtym czasie miała swą premierę, jednak po „Jesiennej miłości”, którą nadal wspominam wyjątkowo dość marnie, moje nastawienie do kolejnej książki Sparksa było bardzo sceptyczne. Jak się okazało – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – tym razem autor zauroczył mnie umiejętnością opowiadania o sprawach codziennych, tak bliskich każdemu z nas w sposób niezwykle barwny, wytwarzający wokół ciepłą, przyjemną atmosferę. Właśnie dlatego do "Bezpiecznej przystani" podeszłam już ze sporym entuzjazmem, przygotowana na kilka godzin z dobrą książką. Czy spełniły się moje oczekiwania? 

Już od pierwszej strony towarzyszyły mi bardzo miłe uczucia. Miejsce akcji, jakim jest małe nadmorskie miasteczko, korzystnie wpływa na klimat powieści. Lokalny sklep spożywczy, w którym, jeśli tylko chcesz, możesz tak naprawdę kupić wszystko; przystań, z żaglówkami i hamburgerami pieczonymi na grillu; miejscowa restauracja, w której stołują się wszyscy mieszkańcy; lasy i żwirowe dróżki... To wszystko zdecydowanie działa na wyobraźnię, podsuwając niezwykle przyjemne obrazki. Któż nie chciałby odwiedzić tego miejsca? Właśnie dlatego główna bohaterka czuje, że podjęła słuszną decyzję, wynajmując dom akurat w Southport.

Wydarzenia możemy obserwować zarówno z perspektywy Katie, jak i z punktu widzenia wspomnianego już Alexa. I nadal zastanawiam się, jak to się dzieje, że mężczyzna potrafi pisać o uczuciach kobiety w taki sposób, jak robi to właśnie Sparks. „Wgryza się” w kobiecą psychikę, serce i duszę, czasem odnosiłam wrażenie, że sama lepiej nie nazwałabym pewnych emocji i nie umiałabym opisać pewnych rzeczy tak jak autor. Lecz nagle, kiedy zaczynają pojawiać się retrospekcje i cofamy się o kilka lat wstecz, aby dowiedzieć się czegoś więcej o dawnym życiu Katie, coś się ewidentnie psuje. Problem, który porusza Sparks to przemoc w rodzinie, zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Niestety, zupełnie nie mogłam wczuć się w sytuację maltretowanej kobiety. Być może jestem aż tak niewrażliwa, jednak wydaje mi się, że autor potraktował całość zbyt „grzecznie” - zabrakło ukazania emocji, przez co nie potrafiłam choć odrobinę współczuć głównej bohaterce.

Historię ratuje jej finał, który trzyma w napięciu do ostatniej strony. Zastanawiałam się, którą opcję wybrał Sparks – czy postawił na wersję z happy endem, czy też pokusił się o tragiczne zakończenie. Oczywiście tego nie zdradzę, gdyż zdecydowanie odebrałoby to radość z lektury, jednak w moim odczuciu wypadło ono całkiem nieźle. Ostatnie strony powieści to także wyjaśnienie tajemnicy związanej z sąsiadką, a jednocześnie przyjaciółką Katie. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i nie sądziłam, że Sparks zdołał wymieszać ze sobą zarówno romans, jak i obyczaj, a oprócz tego dorzucił tam też aspekt duchowy, poniekąd metafizyczny. 

„Bezpieczna przystań” sprawdza się jako czytadło, przyjemna pozycja na leniwe popołudnie, dlatego warto dać jej szansę i udać się na kilka godzin do słonecznej Karoliny Północnej. A już w przyszłym roku planowane jest przeniesienie tej powieści na ekrany kin – ciekawa jestem, czy i film przypadnie mi do gustu. 


 
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 10 sierpnia 2011

"Kobieta bez twarzy" Anna Fryczkowska


Hanna Cudny to dojrzała kobieta, która na co dzień pracuje w redakcji kobiecego pisma "Przyjaciółka". Niespodziewanie samobójcza śmierć męża każe jej jednak zakończyć dotychczasowe życie i zacząć wszystko od nowa. W ten sposób Hanna wraz z córką i synem trafia do małej wioski, w której jako dziecko spędzała letnie wakacje. Mały dom położony tuż obok lasu, posada nauczycielki angielskiego w miejscowej szkole oraz dawni znajomi - wszystko to ma zapewnić Hannie spokój, szczęście i możliwość pozostawienia za sobą całego zła, które ją spotkało. Jednakże - jak się dość szybko okazuje - wiejska sielanka to tylko pozory. Dzieci Hani odnajdują w okolicy zwłoki, w domu pojawiają się duchy, ktoś próbuje przestraszyć rodzinę Cudnych, a rodzice jednego z uczniów przepadają bez śladu... I tak zaczyna się szereg dziwnych zdarzeń, które po raz kolejny pokażą, że życie to nie bajka.

Jak można dowiedzieć się z krótkiej notki biograficznej zamieszczonej na skrzydełku okładki, Anna Fryczkowska jest (między innymi) scenarzystką. Już pierwsze strony "Kobiety bez twarzy" przywodzą na myśl scenariusz dobrego filmu kryminalnego, a im dalej brniemy, tym bardziej uwidacznia się talent autorki. Na wstępie otrzymujemy zwłoki kobiety w leśnym stawie, nawiedzony dom, dziwnych sąsiadów, stare lustro, w którym (jeśli spojrzy się w nie w nocy) wyraźnie widać niezidentyfikowane cienie... Akcja nabiera rozpędu już na samym początku i myślę, że fakt ten zasługuje na niemałą pochwałę. Kryminał to gatunek, który wymaga napiętej atmosfery, zwrotów akcji i dostarczenia czytelnikowi wielu emocji, a "Kobieta bez twarzy" spełnia oczekiwania w każdej z tych kwestii. 

Warto także wspomnieć o narracji, którą autorka poprowadziła dwutorowo. W książce przeplatają się rozdziały pisane z punktu widzenia zarówno głównej bohaterki, Hanny, jak i jej córki, Michaliny. Zabieg ten, moim zdaniem, okazał się bardzo trafiony. To duże i bardzo pozytywnie wpływające na odbiór książki urozmaicenie, kiedy czytelnik może obserwować wydarzenia z perspektywy dwóch bohaterów. W tym przypadku dodatkowym smaczkiem jest fakt, iż Misia, jako dziecko, przedstawia wszystko z zupełnie innej strony niż jej matka, zwraca uwagę na inne szczegóły i inne kwestie. Ponadto jest ona tak ciekawą świata dziewczynką, że naprawdę trudno jej nie polubić. Autorka doskonale poradziła sobie z ukazaniem świata widzianego oczami kilkuletniego dziecka, a świat ten nie należał do "normalnych". W końcu niecodziennie odnajdujemy w lesie zwłoki, a ktoś nieznajomy biega w nocy po naszym podwórku, prawda?

Miejsce akcji - mała wieś na Podlasiu - odgrywa dość dużą rolę w powieści, a co więcej, świetnie buduje jej klimat. Autorka przenosi nas do Świątkowic, które opierają się stereotypom i nie mają w sobie nic ze spokojnej, cichej wioski, gdzie sąsiadki spędzają wieczory na ławce pod płotem i wymieniają się przepisami na ciasta i konfitury. Tu pełno jest tajemnic, ludzie znikają bez śladu, a w okolicznych lasach czają się mordercy, którzy każdego, kto im zawadza mogą utopić w stawie lub zakopać głęboko pod ziemią. Raczej nie brzmi to sielankowo. 

Jedynie zakończenie nieco wypaliło moje pozytywne wrażenia... Spodziewałam się czegoś bardziej wstrząsającego, choć może to moja wyobraźnia za dużo wymaga? Niemniej jednak oczekiwałam czegoś mocnego, z dużą dawką napięcia, podczas gdy autorka zakończyła powieść dość... spokojnie. 

Podsumowując: jeśli macie ochotę na naprawdę dobry kryminał, zdecydowanie polecam "Kobietę bez twarzy". W pełni zasługuje na miejsce w serii Asy kryminału.


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.