wtorek, 30 listopada 2010

"Koniec wszystkiego" Megan Abbott

 

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak zachowalibyście się, gdyby zupełnie niespodziewanie zniknął Wasz najlepszy przyjaciel? W jednej minucie żegnacie się z nim, mówiąc krótkie "Do jutra!", a już za kilka godzin otrzymujecie informację, iż Wasz przyjaciel zaginął. Rozpłynął się w powietrzu, zapadł się pod ziemię. Nikt nie wie, co się wydarzyło, każdy czuje się całkowicie bezradny... W takiej właśnie sytuacji znalazła się Lizzie, trzynastoletnia bohaterka powieści "Koniec wszystkiego" autorstwa Megan Abbott.

Znika trzynastolatka, Eveline Verver. Policja, próbując ustalić jakiekolwiek szczegóły dotyczące sprawy, przesłuchuje osoby z najbliższego otoczenia zaginionej, w tym, między innymi, jej najlepszą przyjaciółkę, wspomnianą już Lizzie. Początkowo dziewczynka nie znajduje w swej pamięci nic, co mogłoby pomóc policji, lecz niespodziewanie zaczyna przypominać sobie coraz więcej szczegółów, które okazują się dobrym tropem. Podobno co noc pod oknem Evie czekał nieznajomy mężczyzna, przyjaciółki miały też wrażenie, że są śledzone... Czy te fakty mają coś wspólnego ze zniknięciem trzynastolatki? Czy uda się ją odnaleźć? Jak się okazuje, prawda tkwi tam, gdzie sama Lizzie najmniej jej oczekuje.

Megan Abbott, dotąd nieznana mi bliżej pisarka, niezwykle zaskoczyła mnie swą powieścią. Bo ogromnym, rzadko spotykanym talentem jest umiejętność pisania o rzeczach trudnych w sposób prosty i lekki. W sposób, który nie męczy czytelnika i odrywa go od rzeczywistości, przenosi do innego świata. Zaletę tę potęguje fakt, iż narratorem jest tu trzynastoletnia dziewczynka, która jednak, jak na swój wiek, jest nadzwyczaj dojrzała. Jej uczucia aż wylewają się na zewnątrz, czytelnik przesiąka nimi do szpiku kości. Przyznaję, że było to dla mnie spore zaskoczenie - nastolatka przedstawiona pod tak ciekawą, dobrze skonstruowaną postacią.

Zamysłem autorki było ukazanie otoczenia zaginionej dziewczynki, dlatego też, oprócz Lizzie, otrzymujemy tu całą gamę różnorodnych postaci. Obserwujemy rodziców Evie, a w szczególności jej ojca, któremu Lizzie próbuje za wszelką cenę pomóc w pogodzeniu się z tragedią; starszą siostrę dziewczynki, Dusty, nastolatkę pełną gniewu, bólu  i niewypowiedzianych słów; syna porywacza - chłopaka zagubionego, przytłoczonego troskami i cierpieniem. Każdy bohater tej powieści wnosi do niej coś nowego, jakąś cząstkę siebie i wyraźnie da się to odczuć podczas czytania.

"Koniec wszystkiego" to książka dość specyficzna, poruszająca trudne, lecz jakże życiowe, tematy. Skłania do refleksji i pozostawia po sobie trwały ślad. Autorka nie wyjaśnia wszystkich kwestii, nie podaje gotowych rozwiązań - niektóre sprawy pozostają ukryte w cieniu, oddane pod obserwację czytelnika. Sami musimy odpowiedzieć sobie na niektóre pytania, lecz czy tak naprawdę ta nutka tajemnicy nie dodaje całości smaku? Gorąco polecam.


 
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 27 listopada 2010

"Żona godna zaufania" Robert Goolrick


Myślę, że każdy z nas miał kiedyś do czynienia z książką, na temat której ciężko było mu wyrazić własną opinię, dobrać odpowiednie słowa, uzasadnić pewne kwestie, wyszukać zalety i wady... "Żona godna zaufania" to właśnie przykład takiej powieści, którą bardzo trudno konsekwentnie i jednoznacznie ocenić. Spodziewałam się po niej czegoś naprawdę dobrego, a jednak po przeczytaniu nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona. Fałszywe byłoby też stwierdzenie, iż książka mnie rozczarowała. Jak więc rozstrzygnąć tę kwestię? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.

Akcja powieści autorstwa Roberta Goolricka rozgrywa się w zasypanym śniegiem niewielkim miasteczku w stanie Wisconsin. Główny bohater, pięćdziesięciokilkuletni, bogaty przedsiębiorca Ralph Truitt postanawia "sprawić sobie" żonę: wysyła do gazety ogłoszenie matrymonialne, po czym, z nadesłanych propozycji, wybiera sobie jedną z kandydatek. Kiedy kobieta przyjeżdża do jego posiadłości, okazuje się być piękną, wytworną, elegancką damą. Truitt ma wiele wątpliwości co do nowej towarzyszki, lecz mimo tego postanawia jej zaufać.

Jak głosi napis na okładce, "Żona godna zaufania" to bestseller New York Timesa okrzyknięty przez krytyków nowymi "Wichrowymi Wzgórzami". W żaden sposób nie mogę odnieść się do tego porównania, bo "Wichrowych Wzgórz" jak na razie nie znam, lecz odnoszę wrażenie, że ktoś mocno przesadził z takim stwierdzeniem. Książka Goolricka to, według mnie, przeciętna powieść, jakich wiele. Jako, iż wydarzenia rozgrywają się na początku XX wieku, spodziewałam się długich sukien, wystawnych przyjęć z tańcami i pogawędkami przy herbacie, lecz autor najwyraźniej postanowił nie na tym skupić się najbardziej. W zamian za to, czytelnik dostaje bardzo precyzyjny zarys bohaterów oraz wnikliwy wgląd w ich psychikę. Głównego bohatera, wspomnianego wcześniej Ralpha Truitta, poznajemy niemalże w każdym calu, mamy możliwość wglądu w jego przeszłość. Tak dokładne przedstawienie postaci to oczywiście ogromny plus, lecz, szczerze mówiąc, zaczęło mnie to trochę nużyć, kiedy zdałam sobie sprawę, że w książce zupełnie nic się nie dzieje. Akcja posuwała się do przodu bardzo małymi kroczkami i, niestety, muszę przyznać, że nawet ostatni rozdział niczym mnie nie zaskoczył. Dużo wcześniej zaczęłam domyślać się, jak zakończy się ta historia i moje przypuszczenia okazały się słuszne.

Wypada jednak wspomnieć tu o jeszcze jednej, dość ważnej, kwestii. Mam na myśli fakt, iż pomimo wszelkich niedociągnięć w fabule, Goolrick potrafi posługiwać się słowem i doskonale widać to na kartach powieści. Nadzwyczajnie pięknie umie pisać o uczuciach, stwarzać opisy stanów emocjonalnych i duchowych. "Żona godna zaufania" to ani typowy romans, ani typowy kryminał, lecz coś, co powstało z połączenia tych dwóch gatunków i myślę, że wyszło to całkiem ciekawie. 

Pochwała należy się także Wydawnictwu Nasza Księgarnia za cudowną, magiczną wręcz szatę graficzną. Cieszę się, że została wybrana właśnie ta okładka, gdyż niesamowicie oddaje klimat powieści - tajemniczy, przesycony niepokojem i niepewnością. A do tego kobieta w pięknej, czerwonej sukni - rekompensata za to, czego brakowało w powieści. 

"Żona godna zaufania" to z pewnością książka warta poświęcenia jej chwili uwagi. Jestem pewna, że niektórzy odnajdą w niej to, co umknęło mi podczas czytania i zdołają dostrzec w niej coś więcej, niż tylko przeciętną historię o miłości i pożądaniu.


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

czwartek, 4 listopada 2010

"Król z żelaza" Maurice Druon


Nieczęsto sięgam po książki historyczne; zazwyczaj czytam je tylko wtedy, gdy są mi narzucane przez nauczycieli. W przypadku "Króla z żelaza" było inaczej. Postanowiłam spróbować swoich sił w tym gatunku, choć przyznam, iż trochę obawiałam się tego, że powieść okaże się zbyt wymagająca jak dla mnie, osoby niezainteresowanej historią Francji w szerszym zakresie. Na szczęście obawy okazały się całkowicie niesłuszne. Szybko i sprawnie pochłonęłam pierwszy tom cyklu Królowie przeklęci.

Osią fabuły są losy Francji za panowania króla Filipa IV Pięknego. Władca ten, nazywany Pięknym, był jednak piękny i nieskazitelny tylko z wyglądu, bowiem jego wnętrze było zupełnie inne. Intrygi, spiski, przekręty. Król wraz ze swoimi najwierniejszymi doradcami potrafił dopuścić się okrutnych występków, jeśli miał odnieść z tego własne korzyści. Tak właśnie stało się, kiedy skazał na śmierć, poprzez spalenie na stosie, wielkiego mistrza templariuszy, Jakuba de Molay. Władca miał dzięki temu przejąć niemały majątek Zakonu. Jednakże mistrz, konając, rzucił klątwę na Filipa Pięknego i swych pozostałych prześladowców. "Papieżu Klemensie!... Rycerzu Wilhelmie!... Królu Filipie!... Przeklinam was! Przeklinam was! Niech wasze rody będą przeklęte aż do trzynastego pokolenia!" O tym, czy złowieszcza przepowiednia rzeczywiście uderzyła w ród królewski, opowiedział w "Królu z żelaza" Maurice Druon.

Niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że książki historyczne są nudne i nie ma żadnej przyjemności z czytania czegoś, co w ogóle nie wciąga czytelnika. Po zapoznaniu się z pierwszą częścią cyklu Królowie przeklęci stanowczo odpowiadam: w życiu nie słyszałam większej bzdury! To, że fabuła powieści jest oparta na faktach historycznych, wcale nie oznacza, że książka jest mało interesująca. Wręcz przeciwnie – Maurice Druon stworzył niezwykle barwny, ciekawy i intrygujący obraz Francji za panowania Filipa Pięknego. Różnorodne wątki przeplatają się ze sobą, tworząc spójną całość. Odnajdziemy tu dworskie intrygi, namiętności i zdrady członków rodziny królewskiej, a także sugestywną wizję czternastowiecznego społeczeństwa Francji. Druon precyzyjnie łączy ze sobą wszystkie fakty, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z głównym motywem książki, a mianowicie z klątwą rzuconą przez mistrza templariuszy.

Na uwagę czytelnika zasługuje kreacja władcy Francji, Filipa IV Pięknego – postaci, moim zdaniem, niezwykle uniwersalnej. Był to król dostojny, bezwzględny, nieznoszący sprzeciwu. Rządził państwem w sposób surowy, był nieugięty, niemalże nieodwołalny w swoich decyzjach. Właśnie dlatego został nazwany Królem z żelaza. Maurice Druon przedstawił tę postać, najdokładniej ukazując te cechy, które świadczą o słuszności przydomku władcy.

Tych, którzy w dalszym ciągu niechętnie podchodzą do książek historycznych, gorąco namawiam do przełamania uprzedzeń i sięgnięcia po "Króla z żelaza". Pierwszy tom cyklu zdecydowanie zachęca do zapoznania się z kolejnymi częściami Królów przeklętych, co ja osobiście z chęcią uczynię, jeśli uda mi się je dostać w bibliotece.
 ________________________________________________________
Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od portalu Lubimy Czytać.