czwartek, 30 grudnia 2010

Losowanie noworoczne

Z okazji coraz szybciej zbliżającego się Nowego Roku 2011, a tym samym z okazji bliskiego już pożegnania Starego Roku 2010, postanowiłam zorganizować losowanie dla wszystkich miłośników dobrej literatury. Nagrodą, ufundowaną przez Wydawnictwo Dobra Literatura, jest debiut literacki Philipa Huffa - "Dni trawy".



Osiemnastoletni Ben van Deventer po latach zażywania narkotyków, popada w psychozę i trafia do kliniki odwykowej. Z perspektywy czasu opowiada o dzieciństwie i dorastaniu na posiadłości Weldra, o trudnym małżeństwie rodziców, o szczególnej więzi łączącej go z dziadkiem, który nauczył go grać w szachy. Ale przede wszystkim opowiada o przyjaźni z Tomem, o ich ucieczce w swój świat, o wspólnym marzeniu, by zostać gwiazdami rocka, i o tym, jak tę przyjaźń spala ogień. 


Aby wziąć udział w losowaniu, wystarczy wyrazić chęć przyjęcia książki poprzez wpisanie w komentarzu pod tym postem hasła "ZGŁASZAM SIĘ". Osoby nieposiadające bloga proszę o pozostawienie adresu mailowego. Zgłoszenia zupełnie anonimowe zostaną zignorowane.
Przyjmowanie zgłoszeń potrwa do 3.01.2011. (poniedziałek) do godziny 12:00. W tym samym dniu odbędzie się losowanie, wyniki zostaną przedstawione na blogu w godzinach wieczornych. 


UWAGA! Miło byłoby, gdyby osoba, która otrzyma "Dni trawy", po przeczytaniu napisała krótką recenzję książki i zamieściła ją na swoim blogu lub - jeśli nie posiada bloga - na portalu czytelniczym (np. Lubimy Czytać, Na Kanapie itd.). 


Zachęcam do wzięcia udziału w zabawie, naprawdę warto! :)

niedziela, 26 grudnia 2010

"Angelologia" Danielle Trussoni


Nie należę do osób, które z zapałem sięgają po coraz to nowsze, lecz przy tym także coraz bardziej szablonowe książki traktujące o aniołach i innych tego typu istotach. Jednakże moją uwagę przykuła "Angelologia", debiut powieściowy młodej amerykańskiej pisarki, Danielle Trussoni. Interesujący opis wydawcy oraz ciekawa szata graficzna dostatecznie mocno zachęciły mnie do zapoznania się z tą pozycją. Przyznam jednak, że nie spodziewałam się po niej zbyt wiele; sceptycyzmem nasycił mnie fakt, iż "Angelologia" to debiutancka powieść Trussoni. Teraz ogromnie cieszę się, że mimo wszystko dałam jej szansę, bo zdecydowanie warto było zaryzykować.

Ewangelina, młoda mniszka od wieczystej adoracji, wiedzie spokojne, uporządkowane życie w klasztorze Świętej Róży w stanie Nowy Jork. Nic nie zakłóca jej pracy, którą wykonuje pod czujnym okiem przełożonej, siostry Filomeny, w klasztornej bibliotece. Do czasu. Pewnego dnia Ewangelina przypadkowo trafia na ślad osnutej tajemnicą wojny, którą od wieków prowadzą ludzie oraz istoty zrodzone z kobiet i Upadłych Aniołów - nefilimy. Wraz z młodym naukowcem, Verlainem, mniszka rozpoczyna śledztwo, które doprowadzi ją do wielu zaskakujących odkryć... Ewangelina wplątuje się w intrygę, dzięki której dowie się prawdy o swojej rodzinie i niejednokrotnie wkroczy na zawiłe ścieżki przeszłości.

Bardzo trudno streścić w zaledwie kilku zdaniach fabułę, która skupia w sobie tak wiele różnorodnych wątków i wysuwa na pierwszy plan tak wiele postaci odgrywających istotne role. Tym, co najbardziej mnie zaskoczyło - w pozytywnym tego słowa znaczeniu - był fakt, iż historia napisana przed Danielle Trussoni ma w sobie coś świeżego, oryginalnego. Pomimo tego, że ostatnimi czasy tematyka aniołów jest wprost "rozchwytywana" przez pisarzy młodego pokolenia, autorka "Angelologii" wyraźnie odeszła od utartych już schematów. Jej historia nie opiera się na miłości zwykłej śmiertelniczki i nadprzyrodzonej istoty o nieziemsko pięknym ciele i cudownie bogatym wnętrzu. Powieść Trussoni ma bardzo rozbudowaną i inteligentną fabułę, oscyluje wokół różnych kwestii dotyczących aniołów, bierze pod lupę te niebiańskie istoty i ich świat. Zachwyciła mnie dbałość o wszelkie szczegóły opowieści, każde kolejne wydarzenie zostało dokładnie przemyślane, co w efekcie dało misterną intrygę, która wprost porywa czytelnika.

Lubię, gdy bohaterowie powieści są dobrze wykreowani. Kiedy, czytając, czuję, że postacie te mogłyby istnieć naprawdę, żyć tuż obok mnie. Tak było w przypadku "Angelologii". Paleta osobowości stworzonych przez Trussoni niewątpliwie zasługuje na uwagę. Główna bohaterka zyskała moją sympatię, choć muszę przyznać, że w niektórych momentach denerwowała mnie swoją naiwnością i uległością. Pozostali również wywarli na mnie pozytywne wrażenie - jedni mniej, drudzy bardziej, lecz każdy z nich wniósł coś do całej historii i został przeze mnie zapamiętany.

Nawet, gdybym bardzo chciała, nie potrafiłabym znaleźć niczego, co mogłabym "Angelologii" zarzucić. Sądzę, że Danielle Trussoni ma ogromny potencjał i jeśli go nie zmarnuje, to wierzę, że ma przed sobą wielką karierę. Według mnie "Angelologia" to debiut jak najbardziej pomyślny - mam tylko nadzieję, że nie jestem odosobniona w tej opinii. Jeśli zatem szukacie książki, która porwie Was w wir wydarzeń, postawi na Waszej drodze wielu ciekawych bohaterów i oczaruje niesamowitą atmosferą, to bez wahania sięgnijcie po "Angelologię".
  
 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać

sobota, 11 grudnia 2010

Stosikowo!

Zgodzicie się ze mną na pewno, że książkowe stosiki to wprost idealny powód do uśmiechu. W takie zimne, grudniowe wieczory poprawiają humor niczym tabliczka czekolady. :) Jako, że w ostatnich dniach dotarła do mnie (nareszcie) większa część pozycji, na które czekałam od kilku tygodni, postanowiłam pochwalić się Wam moimi nowymi koleżankami. Szanowni Państwo, oto stosik numer 1:



  • "Osiem zeszytów" Heloneida Studart - do recenzji dla portalu Lubimy Czytać (od Wydawnictwa W.A.B.);
  • "Drugie spojrzenie" Jodi Picoult - do recenzji od Wydawnictwa Prószyński i S-ka;
  • "Historie miłosne" Eric-Emmanuel Schmitt - do recenzji dla portalu Lubimy Czytać (od Wydawnictwa Znak);
  • "Angelologia" Danielle Trussoni - jak wyżej (od Wydawnictwa Świat Książki; czytam obecnie, za kilka dni pojawi się recenzja);
  • "Cukiernia Pod Amorem. Zajezierscy" Małgorzata Gutowska-Adamczyk - do recenzji od Wydawnictwa Nasza Księgarnia;
  • "Cukiernia Pod Amorem. Cieślakowie" Małgorzata Gutowska-Adamczyk - jak wyżej.
W tym miejscu muszę dodać kilka słów - otóż, jak widzicie, trzy pozycje z tego stosu otrzymałam w ramach oficjalnego recenzowania dla portalu Lubimy Czytać. Ogromnie cieszę się, że udało mi się dołączyć do grona oficjalnych recenzentów, to dla mnie zaszczyt i wielka radość! Jeszcze raz dziękuję Ekipie za pozytywne rozpatrzenie mojej kandydatury. :)
A teraz czas na stosik numer 2:



  • "Okruchy przeszłości" Rachel Hore - do recenzji od Wydawnictwa Prószyński i S-ka;
  • "Numery" Rachel Ward - do recenzji od Wydawnictwa Wilga;
  • "Deklaracja" Gemma Malley - jak wyżej;
  • "Dopóki mamy twarze" C.S. Lewis - do recenzji od Wydawnictwa Esprit;
  •  "Walkirie" Paulo Coelho - do recenzji od Wydawnictwa Drzewo Babel;
  • "Rudowłosa" Jaye Wells - do recenzji od Domu Wydawniczego Rebis;
  • "Raj tuż za rogiem" Mario Vargas Llosa - do recenzji od Wydawnictwa Znak;
  • "Hiszpański smyczek" Andromeda Romano-Lax - do recenzji od Wydawnictwa Nasza Księgarnia.
Przed nami ostatni stosik numer 3, częściowo wypożyczony z biblioteki, aczkolwiek nie zaszkodzi pokazać wszystkich nowych lokatorek moich półek.


 


  • "Królowie przeklęci I. Król z żelaza" Maurice Druon - do recenzji dla portalu Lubimy Czytać (przeczytana, recenzja tutaj);
  • "Królowie przeklęci II. Zamordowana królowa" Maurice Druon - do recenzji od Wydawnictwa Otwartego;
  • "Upiór w operze" Gaston Leroux - z biblioteki;
  • "Ostatni ślad" Charlotte Link - z biblioteki;
  • "Miasteczko Salem" Stephen King - własna, kupiona jakiś czas temu podczas wycieczki do Empiku;
  • "Pod kopułą" Stephen King - z biblioteki;
  • "W imię miłości" Jodi Picoult - jak wyżej.
Trzy stosiki, z których jestem ogromnie zadowolona. Nie wiem tylko, kiedy znajdę czas na przeczytanie tych wszystkich książek. Każda kusi mnie równie mocno i ciężko zdecydować mi się, po którą sięgnąć w następnej kolejności... Cieszę się, że już niedługo przerwa świąteczna, może w ciągu tych kilkunastu wolnych dni uda mi się choć trochę nadrobić zaległości. A wkrótce kolejne stosy, wszystko zależy od tego, jak długo będę musiała czekać na nową porcję literek. :)
Pozdrawiam, trzymajcie się ciepło.

wtorek, 30 listopada 2010

"Koniec wszystkiego" Megan Abbott

 

Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, jak zachowalibyście się, gdyby zupełnie niespodziewanie zniknął Wasz najlepszy przyjaciel? W jednej minucie żegnacie się z nim, mówiąc krótkie "Do jutra!", a już za kilka godzin otrzymujecie informację, iż Wasz przyjaciel zaginął. Rozpłynął się w powietrzu, zapadł się pod ziemię. Nikt nie wie, co się wydarzyło, każdy czuje się całkowicie bezradny... W takiej właśnie sytuacji znalazła się Lizzie, trzynastoletnia bohaterka powieści "Koniec wszystkiego" autorstwa Megan Abbott.

Znika trzynastolatka, Eveline Verver. Policja, próbując ustalić jakiekolwiek szczegóły dotyczące sprawy, przesłuchuje osoby z najbliższego otoczenia zaginionej, w tym, między innymi, jej najlepszą przyjaciółkę, wspomnianą już Lizzie. Początkowo dziewczynka nie znajduje w swej pamięci nic, co mogłoby pomóc policji, lecz niespodziewanie zaczyna przypominać sobie coraz więcej szczegółów, które okazują się dobrym tropem. Podobno co noc pod oknem Evie czekał nieznajomy mężczyzna, przyjaciółki miały też wrażenie, że są śledzone... Czy te fakty mają coś wspólnego ze zniknięciem trzynastolatki? Czy uda się ją odnaleźć? Jak się okazuje, prawda tkwi tam, gdzie sama Lizzie najmniej jej oczekuje.

Megan Abbott, dotąd nieznana mi bliżej pisarka, niezwykle zaskoczyła mnie swą powieścią. Bo ogromnym, rzadko spotykanym talentem jest umiejętność pisania o rzeczach trudnych w sposób prosty i lekki. W sposób, który nie męczy czytelnika i odrywa go od rzeczywistości, przenosi do innego świata. Zaletę tę potęguje fakt, iż narratorem jest tu trzynastoletnia dziewczynka, która jednak, jak na swój wiek, jest nadzwyczaj dojrzała. Jej uczucia aż wylewają się na zewnątrz, czytelnik przesiąka nimi do szpiku kości. Przyznaję, że było to dla mnie spore zaskoczenie - nastolatka przedstawiona pod tak ciekawą, dobrze skonstruowaną postacią.

Zamysłem autorki było ukazanie otoczenia zaginionej dziewczynki, dlatego też, oprócz Lizzie, otrzymujemy tu całą gamę różnorodnych postaci. Obserwujemy rodziców Evie, a w szczególności jej ojca, któremu Lizzie próbuje za wszelką cenę pomóc w pogodzeniu się z tragedią; starszą siostrę dziewczynki, Dusty, nastolatkę pełną gniewu, bólu  i niewypowiedzianych słów; syna porywacza - chłopaka zagubionego, przytłoczonego troskami i cierpieniem. Każdy bohater tej powieści wnosi do niej coś nowego, jakąś cząstkę siebie i wyraźnie da się to odczuć podczas czytania.

"Koniec wszystkiego" to książka dość specyficzna, poruszająca trudne, lecz jakże życiowe, tematy. Skłania do refleksji i pozostawia po sobie trwały ślad. Autorka nie wyjaśnia wszystkich kwestii, nie podaje gotowych rozwiązań - niektóre sprawy pozostają ukryte w cieniu, oddane pod obserwację czytelnika. Sami musimy odpowiedzieć sobie na niektóre pytania, lecz czy tak naprawdę ta nutka tajemnicy nie dodaje całości smaku? Gorąco polecam.


 
Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Prószyński i S-ka.

sobota, 27 listopada 2010

"Żona godna zaufania" Robert Goolrick


Myślę, że każdy z nas miał kiedyś do czynienia z książką, na temat której ciężko było mu wyrazić własną opinię, dobrać odpowiednie słowa, uzasadnić pewne kwestie, wyszukać zalety i wady... "Żona godna zaufania" to właśnie przykład takiej powieści, którą bardzo trudno konsekwentnie i jednoznacznie ocenić. Spodziewałam się po niej czegoś naprawdę dobrego, a jednak po przeczytaniu nie mogę powiedzieć, że jestem zachwycona. Fałszywe byłoby też stwierdzenie, iż książka mnie rozczarowała. Jak więc rozstrzygnąć tę kwestię? Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia.

Akcja powieści autorstwa Roberta Goolricka rozgrywa się w zasypanym śniegiem niewielkim miasteczku w stanie Wisconsin. Główny bohater, pięćdziesięciokilkuletni, bogaty przedsiębiorca Ralph Truitt postanawia "sprawić sobie" żonę: wysyła do gazety ogłoszenie matrymonialne, po czym, z nadesłanych propozycji, wybiera sobie jedną z kandydatek. Kiedy kobieta przyjeżdża do jego posiadłości, okazuje się być piękną, wytworną, elegancką damą. Truitt ma wiele wątpliwości co do nowej towarzyszki, lecz mimo tego postanawia jej zaufać.

Jak głosi napis na okładce, "Żona godna zaufania" to bestseller New York Timesa okrzyknięty przez krytyków nowymi "Wichrowymi Wzgórzami". W żaden sposób nie mogę odnieść się do tego porównania, bo "Wichrowych Wzgórz" jak na razie nie znam, lecz odnoszę wrażenie, że ktoś mocno przesadził z takim stwierdzeniem. Książka Goolricka to, według mnie, przeciętna powieść, jakich wiele. Jako, iż wydarzenia rozgrywają się na początku XX wieku, spodziewałam się długich sukien, wystawnych przyjęć z tańcami i pogawędkami przy herbacie, lecz autor najwyraźniej postanowił nie na tym skupić się najbardziej. W zamian za to, czytelnik dostaje bardzo precyzyjny zarys bohaterów oraz wnikliwy wgląd w ich psychikę. Głównego bohatera, wspomnianego wcześniej Ralpha Truitta, poznajemy niemalże w każdym calu, mamy możliwość wglądu w jego przeszłość. Tak dokładne przedstawienie postaci to oczywiście ogromny plus, lecz, szczerze mówiąc, zaczęło mnie to trochę nużyć, kiedy zdałam sobie sprawę, że w książce zupełnie nic się nie dzieje. Akcja posuwała się do przodu bardzo małymi kroczkami i, niestety, muszę przyznać, że nawet ostatni rozdział niczym mnie nie zaskoczył. Dużo wcześniej zaczęłam domyślać się, jak zakończy się ta historia i moje przypuszczenia okazały się słuszne.

Wypada jednak wspomnieć tu o jeszcze jednej, dość ważnej, kwestii. Mam na myśli fakt, iż pomimo wszelkich niedociągnięć w fabule, Goolrick potrafi posługiwać się słowem i doskonale widać to na kartach powieści. Nadzwyczajnie pięknie umie pisać o uczuciach, stwarzać opisy stanów emocjonalnych i duchowych. "Żona godna zaufania" to ani typowy romans, ani typowy kryminał, lecz coś, co powstało z połączenia tych dwóch gatunków i myślę, że wyszło to całkiem ciekawie. 

Pochwała należy się także Wydawnictwu Nasza Księgarnia za cudowną, magiczną wręcz szatę graficzną. Cieszę się, że została wybrana właśnie ta okładka, gdyż niesamowicie oddaje klimat powieści - tajemniczy, przesycony niepokojem i niepewnością. A do tego kobieta w pięknej, czerwonej sukni - rekompensata za to, czego brakowało w powieści. 

"Żona godna zaufania" to z pewnością książka warta poświęcenia jej chwili uwagi. Jestem pewna, że niektórzy odnajdą w niej to, co umknęło mi podczas czytania i zdołają dostrzec w niej coś więcej, niż tylko przeciętną historię o miłości i pożądaniu.


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Nasza Księgarnia.

czwartek, 4 listopada 2010

"Król z żelaza" Maurice Druon


Nieczęsto sięgam po książki historyczne; zazwyczaj czytam je tylko wtedy, gdy są mi narzucane przez nauczycieli. W przypadku "Króla z żelaza" było inaczej. Postanowiłam spróbować swoich sił w tym gatunku, choć przyznam, iż trochę obawiałam się tego, że powieść okaże się zbyt wymagająca jak dla mnie, osoby niezainteresowanej historią Francji w szerszym zakresie. Na szczęście obawy okazały się całkowicie niesłuszne. Szybko i sprawnie pochłonęłam pierwszy tom cyklu Królowie przeklęci.

Osią fabuły są losy Francji za panowania króla Filipa IV Pięknego. Władca ten, nazywany Pięknym, był jednak piękny i nieskazitelny tylko z wyglądu, bowiem jego wnętrze było zupełnie inne. Intrygi, spiski, przekręty. Król wraz ze swoimi najwierniejszymi doradcami potrafił dopuścić się okrutnych występków, jeśli miał odnieść z tego własne korzyści. Tak właśnie stało się, kiedy skazał na śmierć, poprzez spalenie na stosie, wielkiego mistrza templariuszy, Jakuba de Molay. Władca miał dzięki temu przejąć niemały majątek Zakonu. Jednakże mistrz, konając, rzucił klątwę na Filipa Pięknego i swych pozostałych prześladowców. "Papieżu Klemensie!... Rycerzu Wilhelmie!... Królu Filipie!... Przeklinam was! Przeklinam was! Niech wasze rody będą przeklęte aż do trzynastego pokolenia!" O tym, czy złowieszcza przepowiednia rzeczywiście uderzyła w ród królewski, opowiedział w "Królu z żelaza" Maurice Druon.

Niejednokrotnie spotkałam się z opinią, że książki historyczne są nudne i nie ma żadnej przyjemności z czytania czegoś, co w ogóle nie wciąga czytelnika. Po zapoznaniu się z pierwszą częścią cyklu Królowie przeklęci stanowczo odpowiadam: w życiu nie słyszałam większej bzdury! To, że fabuła powieści jest oparta na faktach historycznych, wcale nie oznacza, że książka jest mało interesująca. Wręcz przeciwnie – Maurice Druon stworzył niezwykle barwny, ciekawy i intrygujący obraz Francji za panowania Filipa Pięknego. Różnorodne wątki przeplatają się ze sobą, tworząc spójną całość. Odnajdziemy tu dworskie intrygi, namiętności i zdrady członków rodziny królewskiej, a także sugestywną wizję czternastowiecznego społeczeństwa Francji. Druon precyzyjnie łączy ze sobą wszystkie fakty, które na pierwszy rzut oka niewiele mają wspólnego z głównym motywem książki, a mianowicie z klątwą rzuconą przez mistrza templariuszy.

Na uwagę czytelnika zasługuje kreacja władcy Francji, Filipa IV Pięknego – postaci, moim zdaniem, niezwykle uniwersalnej. Był to król dostojny, bezwzględny, nieznoszący sprzeciwu. Rządził państwem w sposób surowy, był nieugięty, niemalże nieodwołalny w swoich decyzjach. Właśnie dlatego został nazwany Królem z żelaza. Maurice Druon przedstawił tę postać, najdokładniej ukazując te cechy, które świadczą o słuszności przydomku władcy.

Tych, którzy w dalszym ciągu niechętnie podchodzą do książek historycznych, gorąco namawiam do przełamania uprzedzeń i sięgnięcia po "Króla z żelaza". Pierwszy tom cyklu zdecydowanie zachęca do zapoznania się z kolejnymi częściami Królów przeklętych, co ja osobiście z chęcią uczynię, jeśli uda mi się je dostać w bibliotece.
 ________________________________________________________
Książkę otrzymałam jako egzemplarz recenzyjny od portalu Lubimy Czytać.

sobota, 30 października 2010

"Szeptem" Becca Fitzpatrick

 

Ostatnimi czasy w księgarniach aż roi się od wampirów i wilkołaków. Mnie, szczerze powiedziawszy, kompletnie nie pociągają kolejne, coraz to nowsze i coraz płytsze, książki o tego typu stworach. Jednakże każdy ma czasami ochotę na lekką lekturę, dlatego zdecydowałam się zajrzeć do powieści o bardzo tajemniczym tytule - "Szeptem". Zaintrygował mnie przede wszystkim pomysł na nowy "gatunek" postaci, a mianowicie anioły, z jakim dotychczas się nie spotkałam.

Główną bohaterką jest szesnastoletnia Nora, przeciętna, amerykańska nastolatka. Pewnego dnia w szkole pojawia się nowy uczeń - tajemniczy, nieziemsko przystojny Patch. Przypadek sprawia, że oboje lądują w jednej klasie, a co więcej - w jednej ławce. Nora nie może mu się oprzeć, pomimo, że chłopak jest cyniczny, ironiczny i denerwuje ją swoją bezpodstawną pewnością siebie. Niespodziewanie w życiu dziewczyny zaczynają dziać się dziwne rzeczy, których ona sama nie potrafi wytłumaczyć. Dopiero, gdy coś podpowiada jej, że mają one związek z Patchem, decyduje się na śledztwo - za wszelką cenę musi poznać jego przeszłość. Właśnie wtedy odkrywa przyczynę niecodziennych wydarzeń. 

WCIĄGA. Myślę, że tak naprawdę tylko to jedno słowo wystarczyłoby, żeby wypowiedzieć się na temat tej książki. Akcja jest wartka, momentami gna do przodu w bardzo szybkim tempie. Autorka postarała się o to, by przygody Nory pochłonęły czytelnika w 100%. Bohaterka stopniowo odkrywa prawdę, a napięcie przez cały czas rośnie. Jednakże w momencie, kiedy powinien nastąpić punk kulminacyjny, kiedy emocje powinny sięgnąć zenitu, jakiś element nie jest do końca dopracowany, przez co ja osobiście nie byłam zachwycona ostatnimi rozdziałami książki. Inną sprawą jest samo zakończenie, o którym niewiele mogę powiedzieć, bo Becca Fitzpatrick zastosowała typową w tej kwestii metodę - nie wyjaśnia nic, nie mówi o niczym konkretnym, właściwie ciężko coś takiego nazwać zakończeniem. Jednak wybaczam to autorce, bo słyszałam, że zapowiedziana jest kontynuacja "Szeptem".

Nie zapominajmy jednakże o najważniejszym aspekcie tej powieści. Mówię tu oczywiście o aniołach, które, niestety, nie zostały przez Panią Fitzpatrick zbyt wyraziście zarysowane. W tej kwestii zawiodłam się dość mocno, bo przecież to właśnie wątek aniołów zachęcił mnie do zaznajomienia się z książką. Króciutki prolog był obiecujący - dał mi nadzieję, że anioły faktycznie odegrają w powieści ogromną rolę i zostaną przedstawione z dużą dokładnością i precyzją. Ku mojemu rozczarowaniu, autorce najwyraźniej zabrakło na nie pomysłu lub po prostu od początku nie miała zamiaru zagłębiać się w ich naturę. Bardzo mi tego zabrakło, oczekiwałam dobrze wykreowanych, ciekawych postaci, a dostałam nieco papierowe, mało interesujące zarysy bohaterów. 

Myślę, że warto też wspomnień o szacie graficznej. Okładka mnie po prostu oczarowała! Przyciąga wzrok i zatrzymuje go na dłużej. To zdecydowanie duży plus, bo bardzo często (choć się do tego nie przyznajemy) oceniamy książkę właśnie po okładce. Moim zdaniem, w przypadku "Szeptem", oprawa graficzna zasługuje na szóstkę z plusem.

Podsumowując: wśród wielu innych książek dla młodzieży, "Szeptem" jest powieścią z tej wyższej półki i zdecydowanie warto poświęcić jej chwilkę uwagi. Czyta się przyjemnie, szybko i z dużym zainteresowaniem. Z chęcią sięgnę po kontynuację. Polecam, jeśli ktoś ma akurat ochotę na lekką, lecz dobrą lekturę. Taki przerywnik między ambitniejszymi pozycjami.

czwartek, 28 października 2010

"Tysiąc wspaniałych słońc" Khaled Hosseini



Od pewnego czasu interesuję się islamem, ciekawią mnie wszelkie kwestie dotyczące tej religii, a także to, jaka jest rola kobiet w społeczeństwie muzułmanów. Właśnie z tego powodu sięgnęłam po książkę Khaleda Hosseiniego, która w przystępny, intrygujący sposób porusza te tematy. 

Krótki opis z okładki nie oddaje nawet w małym stopniu tego, o czym właściwie jest ta powieść. Bo trudno byłoby w kilku zdaniach streścić książkę, której fabuła jest tak zawiła, skupia w sobie tyle różnorodnych wątków. Osią fabuły rozgrywającej się w Afganistanie w ciągu ćwierć wieku są losy dwóch kobiet, które zrządzeniem losu poślubią tego samego mężczyznę, despotycznego Pusztuna Raszida. Początkowo czytelnik zostaje wprowadzony w akcję oczami Mariam, pierwszej z głównych bohaterek, która zostaje zmuszona do małżeństwa, mając zaledwie 15 lat. Poznaje jej historię, śledzi z uwagą jej losy jako małej dziewczynki, mieszkającej z matką na obrzeżach wioski Gol Daman w pobliżu Heratu. Po kilkunastu latach, całkowicie przypadkowo i nieoczekiwanie, w życie Mariam, będącej już żoną wspomnianego Raszida, wkracza Lajla. Odtąd mamy możliwość przypatrywać się wydarzeniom także z perspektywy drugiej bohaterki.
 
Naprawdę, nie potrafię znaleźć właściwych słów, które opisałyby to, co czuję obecnie, tuż po przeczytaniu książki. Nie przypuszczałam, że wywoła ona we mnie tyle różnorodnych emocji. Czytając, miałam przed oczami obrazy ilustrujące to, co działo się w powieści. "Tysiąc wspaniałych słońc" opisuje dramat kobiet afgańskich, które są uważane za nędzne, nic niewarte istoty. To, co działo się z nimi podczas wojny prowadzonej w Afganistanie w latach 70. i 80. XX wieku było dla mnie szokujące, skandaliczne i niezwykle smutne. Co gorsza, nawet zakończenie wojny nie przyniosło żadnych popraw, gdyż władzę w Afganistanie przejęli talibowie, którzy mieli do kobiet i ich dzieci jeszcze bardziej niemoralny stosunek.

Powieść, pomimo całej przerażającej rzeczywistości i smutnych faktów, ma też w sobie coś wyjątkowego, co sprawia, że "Tysiąc wspaniałych słońc" to jednocześnie książka, która daje czytelnikowi nadzieję. Pokazuje, że nawet w tak złym, okrutnym i podłym świecie istnieje jeszcze szansa na prawdziwą przyjaźń i miłość. Uczy, że warto wierzyć w lepsze jutro, a tym bardziej, jeśli ma się dla kogo żyć, kochać i uśmiechać się. Główne bohaterki udowadniają, jak wiele może znieść człowiek i ile może poświęcić w imię bliskiej osoby.


Gorąco polecam. "Tysiąc wspaniałych słońc" to jedna z tych pozycji, obok których nie przechodzi się obojętnie. Myślę, że książka Hosseiniego zasługuje na znacznie więcej, niż tylko chwilę uwagi. Wzrusza, zapada w pamięć głęboko tam, gdzie pozostanie na długi czas.

piątek, 17 września 2010

Dzień dobry!

Wiem, że od opublikowania ostatniej recenzji minęło już trochę czasu, ale na razie nie zanosi się na to, bym wreszcie napisała coś nowego. Oczywiście cały czas czytam, staram się poświęcać trochę czasu lekturze, którą jest "Potop", aczkolwiek jakoś kiepsko mi to wychodzi. Utwierdzam się w fakcie, że nie potrafię radzić sobie z sienkiewiczowską prozą. Niestety, szkoła każe czytać, więc powolutku brnę dalej, a co z tego wyjdzie - zobaczymy.
Pozdrawiam Was cieplutko, zwłaszcza, że pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza. Trzymajcie się.
P.S. Serdecznie zapraszam na moje forum o literaturze oczywiście. Nowi użytkownicy mile widziani. :)

czwartek, 26 sierpnia 2010

"Nocna zmiana" Stephen King


Odkąd sięgam pamięcią, zawsze rękami i nogami broniłam się przed wszelkimi opowiadaniami. Nie wiem, z jakiego powodu byłam do nich z góry uprzedzona, gdyż nigdy nie miałam z nimi styczności, toteż uzasadnienia swoich obaw nadal nie potrafię odnaleźć. Jednakże ostatnimi czasy, jako wielbicielka twórczości Stephena Kinga, postanowiłam przełamać opór i sięgnąć po jeden ze zbiorów opowiadań, które ponoć cieszą się wśród czytelników sporym uznaniem. W bibliotece nie miałam dużego wyboru, dlatego też nie mogłam kierować się niczym konkretnym, wypożyczając "Nocną zmianę".

"Nocna zmiana" to zbiór dwudziestu różnorodnych opowiadań, z których nie wszystkie są typowymi horrorami. Część z nich to thrillery psychologiczne, które, w wykonaniu Kinga, również zasługują na pochwałę. Jednakże, jeśli miałabym podsumować cały ten zbiór jednym słowem, to wahałabym się, co do stwierdzenia, że jest dobry. Po przeanalizowaniu spisu treści odnalazłam tylko cztery opowiadania, które, moim zdaniem, w pełni oddają prawdziwy talent Kinga. Reszta to średniej jakości wytwory, niektóre z nich sprawiały wręcz wrażenie napisanych na siłę. Mimo tego, każde opowiadanie jest warte uwagi i na swój sposób niezłe. Kingowi na pewno nie można odmówić pomysłowości i umiejętności wciągania czytelnika w wir wydarzeń. Jak na pewno wiedzą ci, którzy mieli do czynienia z powieściami tego pisarza, w dłuższych formach King ma to do siebie, że potrafi niezwykle wydłużać i spowalniać akcję różnorodnymi opisami, szczegółami z życia bohaterów itp. W opowiadaniach tak nie jest. Wydarzenia toczą się szybko, autor oszczędza czytelnikom zbędnych detali, choć nadal lubi niekiedy wtrącać dłuższe opisy.

Stephen King jest uznawany za króla horroru, a ten zbiór opowiadań w zupełności to potwierdza. Jakby nie patrzeć i analizować każde opowiadanie, całość prezentuje się dobrze, gdyż pisarz od początku do końca utrzymuje ten wspaniały klimat charakterystyczny dla jego dzieł. Wydawać by się mogło, że autor posługuje się utartymi schematami: nawiedzone domy, krwiożercze maszyny, miasteczka zamieszkane przez wampiry czy niezidentyfikowane stwory wychodzące z czeluści szafy. Jednak myślę, że jest to celowo wprowadzony zabieg, mający na celu urzeczywistnienie wydarzeń rozgrywających się na tle tychże miejsc. I rzeczywiście tak też się dzieje, gdyż podczas czytania wielokrotnie rozglądałam się dookoła, tak przekonująco i sugestywnie potrafi pisać King. Moja wyobraźnia miała też duże pole do popisu niemalże przy każdym zakończeniu kolejnego opowiadania, ponieważ autor zastosował tzw. otwarte zakończenia - czytelnik ma szansę dopowiedzieć sobie resztę historii samodzielnie, gdyż King niczego nie podaje na tacy.

Myślę, że "Nocna zmiana" to smaczny kąsek dla miłośników twórczości Stephena Kinga, tak jak to było w moim przypadku. Dzięki tej książce przekonałam się do opowiadań i obecnie jestem bardzo pozytywnie nastawiona do pozostałych zbiorów tego autora. Jest to niewątpliwie pozycja warta uwagi, zawierająca w sobie wszystko to, co u Kinga najlepsze. Każde opowiadanie jest inne, a to właśnie klucz do sukcesu, gdyż można wśród nich odnaleźć coś odpowiedniego dla siebie: przerażającą historię, po przeczytaniu której będziemy bali się otworzyć własną szafę lub mniej straszną opowieść przedstawiającą wizję końca świata z punktu widzenia samego Stephena Kinga.

czwartek, 19 sierpnia 2010

"Dziecko ulicy" Judy Westwater


Serię książek "Pisane przez życie" darzę ogromną sympatią, toteż gdy zobaczyłam na bibliotecznej półce "Dziecko ulicy" niemalże od razu miałam ochotę rozpocząć czytanie. Jest to kolejna książka z gatunku literatura faktu, poruszająca niełatwe, aczkolwiek prawdziwe tematy. Autorką jest Judith Westwater, z pochodzenia Brytyjka, obecnie sześćdziesięcioletnia kobieta, która wyszła z cienia przeszłości i przedstawiła światu swoje bolesne wspomnienia. 

Na pewno nikt nie chciałby iść przez dorosłe życie z bagażem przykrych doświadczeń, które nieustannie przypominają mu o tragicznym dzieciństwie. Niestety, Judy Westwater przeżyła wiele złego, czego nie powinno doświadczyć żadne dziecko. O tym właśnie postanowiła opowiedzieć w swej książce. Jako dwuletnia dziewczynka została porzucona przez matkę i oddana pod opiekę sadystycznego ojca, który nie miał żadnych oporów przed katowaniem córki. Judy musiała radzić sobie sama z ciężkimi pracami domowymi, do których zmuszała ją kochanka ojca, a także stale kryć się przed złością i furią obojga opiekunów. Po przeprowadzce do Johannesburga, będąc już dwunastoletnią dziewczynką, Judy uciekła od swych oprawców i przez ponad dziewięć miesięcy mieszkała na ulicach afrykańskiego miasta, gdzie również spotkało ją wiele przykrych rzeczy. Wtedy też postanowiła, że, jeśli przeżyje, w przyszłości będzie pomagać dzieciom takim, jak ona - bezdomnym, niekochanym, zaniedbanym przez najbliższych. 

Najbardziej przerażającą myślą, która stale towarzyszyła mi podczas czytania książki, była świadomość tego, że opisana w niej historia wydarzyła się naprawdę. Bo, uwierzcie, to, o czym opowiedziała Westwater, jest naprawdę wstrząsające i aż ciężko znaleźć mi odpowiednie słowa, by to jakkolwiek inaczej określić. Momentami ciężko było mi się skupić na czytaniu, gdyż targały mną tak silne emocje, których nie potrafiłam zahamować. Nie mam pojęcia, jak człowiek może drugiemu człowiekowi zgotować takie piekło, zwłaszcza swojej własnej córce, która przecież nie była niczemu winna. Ojciec głównej bohaterki był tak okrutnym człowiekiem, że, gdybym mogła wymierzyć mu karę, to nie wiem, czy znalazłabym jakąś odpowiednio surową, która sprawiłaby mu taki sam ból i cierpienie, jaki on sprawił swojemu dziecku. Dziewczynka nie miała prawdziwego dzieciństwa, nigdy nie zaznała spokoju, miłości, rodzinnego ciepła. Była skazana na życie w samotności, nawet ukochana przytulanka została jej brutalnie odebrana przez ojca. 

Jeśli chodzi o stronę techniczną książki, to w gruncie rzeczy niewiele mogę na ten temat powiedzieć. Głównym celem autorki było ubranie w słowa swojej historii, podzielenie się bolesnymi wspomnieniami i okrutnymi doświadczeniami. W "Dziecku ulicy" nie znajdziemy zatem barwnych opisów, bogatego słownictwa itp., aczkolwiek w przypadku tej książki nie to było ważne. Literatura faktu nie wymaga pięknego języka, gdyż tu najważniejsza jest treść i to, co autor chce przekazać czytelnikom. 

Cieszę się, że tacy ludzie jak Judith Westwater decydują się na opowiedzenie innym o swoich cierpieniach. Na pewno jest to pewien rodzaj "oczyszczenia", uwolnienia się od niemiłych wspomnień. Tego typu książki nie sprawiają, że na naszych twarzach pojawia się uśmiech, jak to zwykle bywa po przyjemnej lekturze, wręcz przeciwnie - są one przejmujące i niezwykle poruszające, nie pozwalają zapomnieć o losach bohaterów przez długi czas. Tak też jest w przypadku "Dziecka ulicy". Na pewno zapamiętam historię Judy i będę ją wspominać jeszcze niejednokrotnie.

czwartek, 12 sierpnia 2010

"Nostalgia anioła" Alice Sebold

 

O tragediach rodzinnych napisano już wiele książek. Niektóre z nich stały się jednymi z najbardziej poczytnych pozycji i tak też właśnie stało się z "Nostalgią anioła" autorstwa Alice Sebold. Powieść ta w krótkim czasie zyskała miano bestsellera, aczkolwiek prawdziwą sławę przyniosła jej dopiero ekranizacja, która weszła do kin polskich w marcu tego roku. Muszę przyznać, że gdyby nie film, to prawdopodobnie nigdy nie zainteresowałabym się tą książką. Bo cóż w niej oryginalnego, co wyróżniałoby ją spośród wielu innych? Odpowiedź znalazłam po przeczytaniu kilkunastu pierwszych stron.

Pewnego zimowego popołudnia czternastoletnia Susie Salmon, wracając ze szkoły przez pole kukurydzy, zostaje brutalnie zgwałcona, a następnie zamordowana przez sąsiada, George'a Harveya, stwarzającego pozory miłego, spokojnego wdowca. Dziewczynka trafia do nieba, skąd opowiada czytelnikom swoją tragiczną historię. Obserwuje życie na ziemi: zrozpaczoną matkę, która powoli odsuwa się od reszty rodziny, zagubionego ojca, próbującego radzić sobie w tych strasznych dniach, cierpiącą siostrę oraz małego braciszka, który nie do końca rozumie, co stało się z jego ukochaną Susie. Podpatruje również poczynania swego mordercy, który zaciera wszelkie ślady zbrodni. Dziewczynka ma nieustannie jedno marzenie: aby choć na chwilę móc wrócić do ludzi, których kocha. Będąc pośród żywych jako duch, Susie zyskuje szansę na dokończenie niezałatwionych spraw na ziemi.

Do książki podchodziłam dość sceptycznie, ale wszelkie moje wahania odeszły w niepamięć po kilku rozdziałach. Zaskoczyło mnie to, że autorka tak nagle, bez przygotowania czy jakiegokolwiek wstępu zaserwowała czytelnikom przerażającą prawdę o głównej bohaterce: Susie została zgwałcona i zamordowana. Bez owijania w bawełnę i zbędnych porównań homeryckich. I to już na pierwszej stronie! Dodatkiem do całości był szczegółowy opis zdarzenia, który, muszę przyznać, wywarł na mnie ogromne wrażenie. Wzbudził we mnie wszelkie możliwe emocje, od niepokoju po obrzydzenie, nienawiść i smutek, co jest idealnym dowodem na to, jak realistycznie i precyzyjnie został skonstruowany. Lecz cóż było dalej? Po tak "mocnym" wstępie spodziewałam się równie dobrego rozwinięcia. I muszę przyznać, że i w tej kwestii autorka spisała się na medal, choć dalsza część powieści nie była bogata w szybką, zapierającą dech w piersiach akcję. Fabuła toczyła się powoli, wiele rozdziałów zostało poświęconych przemyśleniom Susie, rozważaniom na temat życia, które bez jej udziału toczyło się na ziemi.

Największym atutem kunsztu pisarskiego Sebold jest łatwość, z jaką autorka potrafi wywołać w czytelniku emocje. Jedno zdanie mogło sprawić, że czułam się, jakbym to ja była ofiarą Harveya. Czytając "wchodziłam" do świata bohaterów i razem z nimi uczestniczyłam we wszystkich wydarzeniach. Podzielałam też towarzyszące im uczucia, co niekiedy sprowadzało się do tego, że ciężko było mi oderwać się od lektury. Oczywiście nie obyło się też bez kilku fragmentów, które zdecydowanie wycięłabym z powieści i z pewnością nie straciłaby ona na wartości, aczkolwiek jest to szczegół, bo kto wie, być może autorka uważała ja za istotne dla całości. Niemniej jednak podziwiam barwny, wręcz magiczny styl, w jakim książka została napisana, gdyż dzięki niemu powieść nabiera pewnego rodzaju lekkości, choć łatwych tematów nie porusza.

Jak zapewne większość już zdążyła się domyślić, ogromnie polecam "Nostalgię anioła". Myślę, że każdy, kto choć trochę ceni sobie dobrą literaturę, znajdzie w niej coś, co go zauroczy i sprawi, że pochłonie tę książkę z przyjemnością. Jeśli chodzi o mnie, to jestem pewna, że ta powieść na długo pozostanie w mojej pamięci, ale także w sercu, bo obok historii Susie nie można przejść obojętnie.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

"I wciąż ją kocham" Nicholas Sparks

  

Nie jestem zapaloną wielbicielką romansów, aczkolwiek ostatnimi czasy, będąc w bibliotece, postanowiłam wypożyczyć coś lekkiego, nadającego się na wakacyjny wyjazd. Przeglądając na półkach różnorodne pozycje trafiłam na tę książkę. Zainteresowała mnie, gdyż jakiś czas temu słyszałam o filmie pod tym samym tytułem, toteż zdecydowałam się właśnie na tę powieść. Dotychczas miałam okazję zapoznać się z dwiema książkami z dorobku Nicholasa Sparksa i muszę przyznać, że nie wywarły one na mnie pozytywnego wrażenia. Z tego powodu i od tej nie oczekiwałam niczego szczególnego. Wielkie było więc moje zaskoczenie, gdy okazało się, że tym razem Sparks stanął na wysokości zadania i stworzył coś, co jest warte uwagi.

John Tyree jest młodym mężczyzną bez większych perspektyw na życie. Nie widząc dla siebie żadnej innej drogi, zaciąga się do szeregów armii Stanów Zjednoczonych. Jako żołnierz dostaje przepustkę i wraca w rodzinne strony. Przypadkowo poznaje piękną, młodą Savannah Lee Curtis, która studiuje oraz wraz z grupą przyjaciół pracuje dla organizacji charytatywnej, budując domy dla ubogich rodzin. Pomiędzy Johnem a Savannah rozkwita uczucie, które w krótkim czasie przeradza się w namiętną miłość. Niestety, chłopak musi wracać do wojska, jednak ukochana obiecuje czekać na niego, póki nie minie okres jego służby w armii. Wydarzenia z 11 września 2001 roku zmieniają wszystko. John musi wybrać pomiędzy miłością do dziewczyny a wiernością ojczyźnie. Postanawia ponownie zaciągnąć się do armii, mimo, że obiecał ukochanej powrót do domu. Pewnego dnia, stacjonując w Iraku, chłopak otrzymuje od niej pożegnalny list, w którym dziewczyna informuje go, iż zakochała się w kimś innym. Gdy po kilku latach pełnych bólu i cierpienia John powraca do domu, okazuje się, że czas nie leczy ran - jego miłość do Savannah jest tak samo żywa i prawdziwa, jak niegdyś. To uczucie zmusi go do podjęcia najtrudniejszej decyzji w życiu. 

Być może powyższe streszczenie fabuły większości z Was przywodzi na myśl tani romans z dolnej półki, ale w rzeczywistości powieść Sparksa jest przyjemnym czytadłem, w którym można nawet dopatrzeć się jakiegoś przesłania. Wątkiem pobocznym jest relacja ojciec - syn, która w tym przypadku jest zburzona dziwnym zachowaniem ojca. Jest to bardzo ciekawy aspekt, gdyż autor wykorzystał go do zręcznego wplecenia w fabułę choroby i związanych z nią trudności. 

Po tej książce nie należy spodziewać się zaskakująco szybkiej akcji, nagłych zwrotów w fabule, punktów kulminacyjnych. Jest to powieść, w której wszystko ma swój porządek, ład i miejsce. O wszystkim dowiadujemy się po kolei, poznając historię Johna z jego własnej perspektywy, gdyż to właśnie on jest narratorem. Sparks postawił tu na ukazanie czytelnikowi przeżyć wewnętrznych bohatera i moim zdaniem spisał się całkiem nieźle, choć nie jest to mistrzostwo. Momentami urzekły mnie piękne, obrazowe opisy, choć tu też należą się brawa dla tłumacza.

"I wciąż ją kocham" uważam za świetny wybór, jeśli ktoś szuka lekkiej, przyjemnej, wzruszającej historii. Czytelnik z łatwością wczuwa się w sytuację bohaterów i przeżywa wszystko razem z nimi: rozstania, powroty, wzloty i upadki. Jest to książka, która nie zmienia naszego myślenia, aczkolwiek pozostaje w pamięci i, w moim przypadku, korzystnie wpływa na moją opinię o Nicholasie Sparksie. Teraz poluję na adaptację filmową i choć nie spodziewam się tego, że dorówna książce, to czekam z niecierpliwością na okazję, gdy będę mogła ją obejrzeć.