sobota, 30 lipca 2011

"Gorzka czekolada" Lesley Lokko


Trzy zupełnie różne kobiety. Trzy odmienne charaktery. Trzy odrębne historie, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego, a jednak - jak się okazuje - są ze sobą nierozerwalnie połączone. Tak w uproszczeniu przedstawia się fabuła "Gorzkiej czekolady" autorstwa Lesley Lokko.

Laura St Lazare, siedemnastoletnia Haitanka, jest wychowywana przez surową babkę, która nie okazuje jej ani krztyny miłości. Gdy niespodziewanie okazuje się, że dziewczyna jest w ciąży, babka odsyła wnuczkę do Chicago, aby zamieszkała ze swą matką i tam urodziła dziecko. W świetle tych wydarzeń, Ameliné, dziewczyna pracująca w domu pani St Lazare jako reste avec, czyli dziewczyna do towarzystwa, również musi zmienić swój los. Opuszcza więc miejsce, w którym spędziła ponad dwadzieścia lat swojego dotychczasowego życia i wyrusza w nieznane...

Równolegle poznajemy trzecią bohaterkę, Melanie, która zamieszkuje jedną z najbogatszych dzielnic Londynu. Pomimo bogactwa i urody, której oprzeć nie może się każdy napotkany mężczyzna, dziewczyna nie czuje się szczęśliwa. Brakuje jej rodzicielskiej troski, ciepła i domowej atmosfery. Matka dba wyłącznie o siebie, a ojciec jest sławnym muzykiem, któremu brak zarówno czasu, jak i chęci na budowanie rodzinnych więzi. Pewnego dnia Melanie przekracza wytyczone jej granice, wskutek czego musi z dnia na dzień przenieść się do innego świata - świata Los Angeles.

Tak oto każda z bohaterek porzuca dotychczasowe życie i rozpoczyna wszystko od nowa...

Bardzo trudno streścić tę powieść w zaledwie kilku zdaniach, wspominając jedynie o najważniejszych elementach fabuły, nie zdradzając niczego ponad to. "Gorzka czekolada" to opowieść wielowątkowa, w której przeplatają się losy trzech kobiet. Z pozoru ich historie mają ze sobą niewiele wspólnego, lecz wraz z rozwojem akcji ich ścieżki życiowe powoli zaczynają się krzyżować. Po przeczytaniu kilkudziesięciu stron otrzymujemy ogólny zarys poszczególnych postaci. Doskonale dostrzega się różnice pomiędzy trzema głównymi bohaterkami - Laura to osoba, która pomimo wszelkich kłopotów potrafi radzić sobie z życiem na swój własny sposób, dzięki czemu zawsze udaje jej się wyjść na prostą; Ameliné, choć boi się zmian i nie zna świata poza domem swojej chlebodawczyni, w rzeczywistości jest gotowa do podejmowania wyzwań i spełniania marzeń; Melanie, mimo pozornie uśmiechniętej twarzy, jest niezwykle samotna, pragnie bliskości drugiego człowieka, marzy o prawdziwej miłości, jakiej jeszcze nigdy nie zaznała. Wszystkie te postacie, choć tak od siebie różne, łączy jedno: każda z nich stoi u progu dorosłego życia. A my, czytelnicy, zagłębiając się w lekturę, towarzyszmy im na drodze ku dorosłości, a następnie śledzimy ich poczynania w świecie dojrzałych ludzi.

I mimo iż bohaterki wykreowane przez Lesley Lokko da się lubić, a co więcej - dość szybko zyskały one moją sympatię i nie straciły jej do końca powieści - muszę przyznać, że ilość problemów, którymi "obdarowała" je autorka jest tak ogromna, iż z pewnością niełatwo byłoby mi je wszystkie teraz wymienić. Fakt ten niekorzystnie wpływa na odbiór książki, gdyż cała historia staje się odrobinę nieprawdopodobna, miejscami wręcz przypomina jedną z brazylijskich telenowel. Mimo tego (a może właśnie dzięki temu?), „Gorzka czekolada” jest naprawdę dobrym czytadłem, idealnym dla chwili relaksu i odprężenia. Doskonale sprawdza się w pochmurne dni, kiedy trzeba czymś wypełnić wolno upływający czas. Dodatkowym smaczkiem w tej powieści jest wielokrotna zmiana miejsca wydarzeń, dzięki czemu mamy okazję odwiedzić zarówno opływającą w luksusy Amerykę, jak i ogarnięte wojną Haiti, piękną Francję, pochmurną Anglię, a nawet egzotyczną Ghanę. 

„Miłość, seks, przygoda, wielki świat. Czy trzeba czegoś więcej?"* Jeśli uważacie, że to wystarczy, to zachęcam do sięgnięcia po "Gorzką czekoladę", która pokazuje, że życie niekoniecznie musi być ani gorzkie, ani - tym bardziej - słodkie.

*"Daily Express"

 
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

środa, 20 lipca 2011

"Pożeracz snów" Bettina Belitz


Ona - Elisabeth Sturm - wrażliwa jedynaczka. Choć może cieszyć się towarzystwem dwóch przyjaciółek, odczuwa doskwierającą jej samotność. Dlatego tym bardziej nie może pogodzić się z faktem, że wraz z rodzicami musi przeprowadzić się do małej wioski położonej tuż obok rozległych lasów Westerwaldu.

On - Colin Jeremiah Blackburn - niesamowicie przystojny, pociągający, a jednocześnie niedostępny. Elisabeth poznaje go w dość niecodziennych okolicznościach: to właśnie on pewnego dnia ratuje ją podczas burzy. Kilka dni później Ellie spotyka go ponownie, tym razem w klubie karate...

...i od tej pory, mimo niesprzyjającego losu i skrywanej przez niego tajemnicy, ich ścieżki życiowe skrzyżują się już na zawsze. Dziewczynę nawiedzają coraz dziwniejsze sny, a - jak się okazuje - to właśnie one naprowadzą ją na prawdziwą naturę Colina.

Niejednokrotnie miałam już styczność z książkami z gatunku paranormal romance. Przyznać trzeba, że naprawdę niezwykle ciężko wejść do przypadkowej księgarni i nie natknąć się na chociaż jedną pozycję tego rodzaju. Przeglądając nowości i zapowiedzi różnorodnych wydawnictw, nie da się nie zauważyć, iż niemalże każdy kolejny miesiąc to premiera kolejnego nowego cyklu o wampirach, aniołach, demonach, wilkołakach.... Zaskoczeniem w przypadku książki Bettiny Belitz jest więc fakt, iż nie pojawia się w niej żadna z tych istot. Autorka serwuje nam zupełnie świeżą kombinację człowieka nie będącego w pełni człowiekiem - mowa oczywiście o tytułowym Pożeraczu snów. Jednak czy dzięki temu zabiegowi powieść zyskuje na oryginalności? 

Mimo że opis "Pożeracza snów" brzmi banalnie, po przeczytaniu kilku pierwszych rozdziałów byłam mile zaskoczona. Historia zaczyna się dość ciekawie, bohaterka nie okazuje się być pustą, narzekającą na wszystko panną, która ubolewa nad nierówno pomalowanymi paznokciami. Niestety - im dalej brnęłam, tym było gorzej. Zdarzały się momenty, kiedy zupełnie nic się nie działo, a jednak autorka potrafiła zapełnić kilka stron nic nie wnoszącymi do fabuły przemyśleniami Elisabeth. Oczekiwałam jakichkolwiek zwrotów akcji, czegoś, co odpowiednio zbudowałoby napięcie i podsyciło moją ciekawość. Jak można się domyślić - nie doczekałam się. Całość wydała mi się ogromnie mdła i nużąca, tylko nieliczne fragmenty czytałam z prawdziwym zainteresowaniem, nie byłam - a to znacznie odebrało mi radość z lektury - ciekawa nawet tego, jak zakończy się ta historia. 

Sięgając po "Pożeracza snów" miałam nadzieję, iż Bettina Belitz zabłyśnie wśród innych autorów paranormal romance. Liczyłam oczywiście na postać zwaną Pożeraczem snów. Skoro wampiry, wilkołaki i anioły stały się już niemalże tak powszechne, jak kropka na końcu każdego zdania, to czyż nowa, świeża hybryda nie powinna dodawać książce oryginalności? Powinna, oczywiście, jednak i tu Belitz nie wykazała się w dostatecznym stopniu. Niby otrzymujemy garść informacji na temat tego, czym są zmory i jaką rolę odgrywają w życiu głównej bohaterki, jednak odczułam w tej kwestii niedosyt i w dalszym ciągu uważam, że "Pożeraczowi..." nie udało się wybić ponad inne pozycje należące do tego samego gatunku. A szkoda, bo temat snów to temat rzeka, który można wyeksponować i rozwinąć w o wiele ciekawszy i bardziej sugestywny sposób.

Podsumowując, dodam tylko, iż w gąszczu wszystkich wymienionych wyżej minusów i wad należy zwrócić uwagę na to, iż nie jest to pozycja z górnej półki, a jedynie lekka, niezobowiązująca lektura, która ma na celu umilenie czytelnikowi wolnego czasu. Dlatego właśnie każdy, kto ma ochotę na tego typu książkę może śmiało sięgnąć po "Pożeracza snów" i spróbować odnaleźć się w historii Elisabeth - a nuż komuś spodoba się ona bardziej.


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Znak

*** 

Na koniec kilka słów ode mnie - zaniedbałam ostatnio zarówno bloga, jak i same książki. Wakacyjna atmosfera oraz ciągłe upały odbierają mi chęci do czytania... Obawiam się, że dopadł mnie mały kryzys czytelniczy. Pozostaje mi jedynie mieć nadzieję, że minie szybko i bezboleśnie.  
Korzystając z okazji, chcę także podziękować za nominacje w zabawie blogowej One Lovely Blog Award (Lenalee, dm1994, Eta, Dominika Anna, Aleksandra, Meme :)). Bardzo cieszę się, że są osoby, które dostrzegły mnie w gąszczu innych blogerów i postanowiły wyróżnić moją Krainę Literatury. :) Osobiście jednak nie wezmę udziału w tym łańcuszku, gdyż całkiem niedawno poświęciłam jeden post na napisanie kilku faktów o sobie, dlatego robienie tego po raz kolejny uważam za bezsensowne. 
Pozdrawiam Was ciepło, trzymajcie się i maksymalnie korzystajcie z wakacji, bo wolnego czasu coraz mniej i mniej...

wtorek, 5 lipca 2011

"Przestrzeń za Szkłem" Simon Mawer


Najpierw zachwyciła mnie okładka. Niby prosta, zwyczajna, a jednak ma w sobie to "coś", co przyciągnęło moją uwagę i sprawiło, że zapragnęłam odwiedzić Przestrzeń za Szkłem niemalże natychmiast.

W nowo powstałej Czechosłowacji Viktor Landauer, zamożny magnat samochodowy, oraz jego piękna małżonka Liesel zlecają budowę swego nowego domu niemieckiemu architektowi, Rainerowi von Abtowi. W ten sposób rodzi się wyraziste tło powieści - ogromna willa, w całości wykonana ze szkła. Staje się ona swoistym symbolem nowoczesności, postępu i rozwoju. Na przestrzeni ponad siedemdziesięciu lat ubiegłego wieku - od czasu zakończenia I wojny światowej aż po upadek komunizmu - dom ten splata ze sobą losy wielu ludzi, wielokrotnie zmienia swe przeznaczenie, a jego szklane ściany niezwykle wyraziście odbijają wszelkie tragedie i zawirowania wstrząsające światem.

Właściwie ogromnie ciężko streścić w zaledwie kilku zdaniach, o czym opowiada "Przestrzeń za Szkłem". Jest to powieść specyficzna, gdyż pomimo niemałej ilości bohaterów przewijających się przez kolejne rozdziały i strony główną postacią, wokół której skupia się reszta, jest szklana willa. To właśnie ona staje się centrum świata wykreowanego przez Simona Mawera. Jest to miejsce, które początkowo ma spełniać funkcje "zwyczajnego" domu mieszkalnego i choć w oczach sąsiadów wzbudza to niemałą sensację, to Landauerowie są oczarowani pomysłem i wyobraźnią architekta. Przez kolejne dziesięciolecia, przetrwawszy zawieruchę wojenną, naloty i ataki bombowe, szklany dom niejednokrotnie zmienia zarówno swych właścicieli, jak i rolę, którą pełni. Przeistacza się w schron uchodźców, bazę Sowietów, salę gimnastyczną. I choć nie jest to już ta sama pierwotna Przestrzeń za Szkłem, to jednak wciąż odbija ona każdy ruch przebywającego w niej człowieka, prześwietla go na wylot i sprawia, że budzi się w nim chęć szczerości i otwartości wobec innych. 

Sposób, w jaki autor przedstawił, a wręcz wykreował szklany dom, zachwycił mnie niejednokrotnie podczas lektury. I pomimo iż nie było łatwo zatopić się w tej powieści - bo warto dodać, że nie jest to książka łatwa, taka, którą czyta się szybko, lecz równie prędko ulatuje ona z pamięci - to jednak odnalazłam w niej to, czego szukam w naprawdę dobrej literaturze. Bez wahania mogę powiedzieć, iż "Przestrzeń za Szkłem" to pozycja wartościowa, zdecydowanie z górnej półki. Nie odnajdziemy tu jednak wartkiej akcji czy nagłych zwrotów wstrząsających bohaterami, nie. Nie na tym skupił się Mawer, choć w gruncie rzeczy nie można także powiedzieć, że brak w tej powieści jakichkolwiek porywów. Jednakże styl, którym posłużył się autor zwraca uwagę czytelnika na zupełnie inne aspekty książki, dzięki czemu doskonale wyczuwa się atmosferę i klimat panujący w Przestrzeni za Szkłem - atmosferę duszną, przywodzącą na myśl niezwykle ciasny pokój, pomimo iż szklany dom to najbardziej przejrzyste i przestronne miejsce, jakie można sobie wyobrazić.

"Simon Mawer doskonale opisuje ludzkie namiętności, meandry pamięci oraz magię tego niezwykłego domu"*. Mam nadzieję, że każdy, kto zdecyduje się odwiedzić Przestrzeń za Szkłem poczuje ten niepowtarzalny nastrój wypełniający jej wnętrze. I zechce pozostać tam na dłużej, na nowo odkrywając magię i urok tego miejsca.

*"The Daily Telegraph"

 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.