poniedziałek, 20 czerwca 2011

"Dom tysiąca nocy" Maja Wolny


Po literaturę polską sięgam niezwykle sporadycznie, mogę wręcz powiedzieć, że prawie wcale. I choć nie mam żadnych konkretnych uprzedzeń, to jednak nie potrafię spojrzeć przychylnie na twórczość naszych rodzimych pisarzy. Co więc skusiło mnie do sięgnięcia po książkę Mai Wolny? Właściwie odpowiedź jest prosta - skusiła mnie okładka. Czarno-żółta tonacja, w której utrzymana jest szata graficzna, skutecznie przyciągnęła moją uwagę. Pomyślałam więc, że i treść zasługuje zapewne na chwilę uwagi.

Początek historii jest nieco schematyczny: Malwina, pięćdziesięcioletnia kobieta po przejściach postanawia spakować do walizki cały swój dobytek, wynająć przypadkowemu człowiekowi kieleckie mieszkanko i wyruszyć w nieznane. Konkretniej – do Sorrento, małego miasteczka turystycznego, położonego na południu Włoch nad Zatoką Neapolitańską, gdzie zamierza podjąć pracę jako pomoc domowa. Ma nadzieję, że ta radykalna zmiana pomoże jej zapomnieć o tragicznych wydarzeniach z przeszłości i nauczyć się na nowo korzystać z uroków życia. Jej „podopieczną” staje się Carla Russo – kobieta, która lata młodości ma już dawno za sobą. Jest także ktoś jeszcze. Ktoś, kto wpłynie na życie Malwiny w znaczący sposób – osiemnastoletni wnuk Carli, Bruno, obdarzony nadzwyczajnym talentem literackim.

Jak już wspomniałam, fabuła zarysowuje się dość typowo, żeby nie powiedzieć, że banalnie. Malwina – kobieta, jakich wiele. Na pierwszy rzut oka nie wyróżnia się niczym szczególnym, choć, jak zaznacza autorka, pomimo swego wieku nadal zachwyca mężczyzn sympatyczną twarzą bez zmarszczek oraz długimi, zgrabnymi nogami. Byłaby to bohaterka niemalże idealna, gdyby nie to, że Maja Wolny włożyła jej na plecy ogromny bagaż bolesnych doświadczeń. A dzięki temu Malwina zyskuje naprawdę dużo, gdyż nagle staje się postacią realną, bardzo bliską czytelnikowi. To osoba, od której można się wiele nauczyć. Czytając o tragedii, z którą przyszło jej się zmierzyć, zastanowiłam się, jak potoczy się moje życie - czy i dla mnie los szykuje takie "niespodzianki"? To niezwykle zadziwiające, jak szybko może zmienić się nasza codzienność, w mgnieniu oka dotychczasowe szczęście i dostatek może przemienić się w drogę ubitą z kamieni poprzetykanych kolcami. Dumni z siebie mogą być ci, którzy - podobnie jak Malwina - z lekkim uśmiechem na ustach potrafią się po niej poruszać, skrzętnie omijając wyboje i nierówności.

Maja Wolny stworzyła niezwykle barwną, wprost poetycką opowieść, a wszytko to za sprawą języka, którym się posługuje. Jest on niepozbawiony metafor i różnego rodzaju aluzji, niekiedy wręcz ciężko odróżnić prawdę od fikcji. W "Domu tysiąca nocy", gdzie wzajemnie przenikają się dwa równolegle istniejące światy, napotykamy wiele przemyśleń, luźnych wypowiedzeń, lecz przy tym także całą paletę uczuć i emocji. Malwina, jako właścicielka bolesnych doświadczeń, zachwyca się nowym otoczeniem - z jej perspektywy Sorrento to istny raj, piękne widoki, świeże owoce, życie, w którym problemy nie istnieją. A jednak druga bohaterka, Carla, pokazuje, iż postrzeganie tego świata przez Polkę to jedynie złudzenie, fałszywe przekonanie na temat tego, co w rzeczywistości skrywają jego zakamarki.

I choć nie do końca przemówiło do mnie zakończenie tej krótkiej historii, to jednak w dalszym ciągu uważam, iż zdecydowanie warto poświęcić jej odrobinę czasu. Być może nie zmienia ona sposobu myślenia, lecz nasuwa pewne refleksje, a dodatkowo stanowi kawałek naprawdę dobrej literatury. Wierzę również, że "Dom tysiąca nocy" to jedna z tych książek, do których po pewnym czasie trzeba wrócić, gdyż można odczytywać ją na wiele sposobów. I zawsze znajdować w niej coś nowego.


 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.