piątek, 19 sierpnia 2011

"Bezpieczna przystań" Nicholas Sparks


Pewnego dnia Katie zjawia się w niewielkim miasteczku Southport w Karolinie Północnej. Młoda i atrakcyjna, szybko wzbudza ciekawość mieszkańców. Wynajmuje mały domek i zatrudnia się jako kelnerka w miejscowej restauracji. Z tylko sobie znanego powodu cały czas zachowuje dystans – nie nawiązuje żadnych bliższych kontaktów z innymi, żadnych przyjaźni czy nawet zwykłych koleżeńskich sympatii. Udaje jej się to do czasu, aż poznaje Alexa, wdowca, wychowującego samotnie dwójkę dzieci. Oprócz tego – jak to bywa w niewielkich miejscowościach, gdzie wszyscy zdają się wiedzieć wszystko o wszystkich – nowa sąsiadka Katie, choć sympatyczna, wydaje się być nieco wścibska i zbyt gadatliwa. Wtedy właśnie bohaterka musi podjąć decyzję - czy nadal chce izolować się od całego świata, schowana w swej skorupie zbudowanej z bólu i złych wspomnień? Okazuje się jednak, że nawet największe zmiany nie są w stanie wymazać z pamięci tego, co wydarzyło się w przeszłości.

Do książek Nicholasa Sparksa nie byłam przekonana aż do momentu, gdy sięgnęłam po powieść "I wciąż ją kocham". Stała się ona wtedy dość popularna za sprawą ekranizacji, która w tamtym czasie miała swą premierę, jednak po „Jesiennej miłości”, którą nadal wspominam wyjątkowo dość marnie, moje nastawienie do kolejnej książki Sparksa było bardzo sceptyczne. Jak się okazało – ku mojemu wielkiemu zdziwieniu – tym razem autor zauroczył mnie umiejętnością opowiadania o sprawach codziennych, tak bliskich każdemu z nas w sposób niezwykle barwny, wytwarzający wokół ciepłą, przyjemną atmosferę. Właśnie dlatego do "Bezpiecznej przystani" podeszłam już ze sporym entuzjazmem, przygotowana na kilka godzin z dobrą książką. Czy spełniły się moje oczekiwania? 

Już od pierwszej strony towarzyszyły mi bardzo miłe uczucia. Miejsce akcji, jakim jest małe nadmorskie miasteczko, korzystnie wpływa na klimat powieści. Lokalny sklep spożywczy, w którym, jeśli tylko chcesz, możesz tak naprawdę kupić wszystko; przystań, z żaglówkami i hamburgerami pieczonymi na grillu; miejscowa restauracja, w której stołują się wszyscy mieszkańcy; lasy i żwirowe dróżki... To wszystko zdecydowanie działa na wyobraźnię, podsuwając niezwykle przyjemne obrazki. Któż nie chciałby odwiedzić tego miejsca? Właśnie dlatego główna bohaterka czuje, że podjęła słuszną decyzję, wynajmując dom akurat w Southport.

Wydarzenia możemy obserwować zarówno z perspektywy Katie, jak i z punktu widzenia wspomnianego już Alexa. I nadal zastanawiam się, jak to się dzieje, że mężczyzna potrafi pisać o uczuciach kobiety w taki sposób, jak robi to właśnie Sparks. „Wgryza się” w kobiecą psychikę, serce i duszę, czasem odnosiłam wrażenie, że sama lepiej nie nazwałabym pewnych emocji i nie umiałabym opisać pewnych rzeczy tak jak autor. Lecz nagle, kiedy zaczynają pojawiać się retrospekcje i cofamy się o kilka lat wstecz, aby dowiedzieć się czegoś więcej o dawnym życiu Katie, coś się ewidentnie psuje. Problem, który porusza Sparks to przemoc w rodzinie, zarówno fizyczna, jak i psychiczna. Niestety, zupełnie nie mogłam wczuć się w sytuację maltretowanej kobiety. Być może jestem aż tak niewrażliwa, jednak wydaje mi się, że autor potraktował całość zbyt „grzecznie” - zabrakło ukazania emocji, przez co nie potrafiłam choć odrobinę współczuć głównej bohaterce.

Historię ratuje jej finał, który trzyma w napięciu do ostatniej strony. Zastanawiałam się, którą opcję wybrał Sparks – czy postawił na wersję z happy endem, czy też pokusił się o tragiczne zakończenie. Oczywiście tego nie zdradzę, gdyż zdecydowanie odebrałoby to radość z lektury, jednak w moim odczuciu wypadło ono całkiem nieźle. Ostatnie strony powieści to także wyjaśnienie tajemnicy związanej z sąsiadką, a jednocześnie przyjaciółką Katie. Przyznam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy i nie sądziłam, że Sparks zdołał wymieszać ze sobą zarówno romans, jak i obyczaj, a oprócz tego dorzucił tam też aspekt duchowy, poniekąd metafizyczny. 

„Bezpieczna przystań” sprawdza się jako czytadło, przyjemna pozycja na leniwe popołudnie, dlatego warto dać jej szansę i udać się na kilka godzin do słonecznej Karoliny Północnej. A już w przyszłym roku planowane jest przeniesienie tej powieści na ekrany kin – ciekawa jestem, czy i film przypadnie mi do gustu. 


 
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.