niedziela, 29 maja 2011

"Książę Mgły" Carlos Ruiz Zafón


Prozę Carlosa Ruiza Zafóna pokochałam po moim pierwszym spotkaniu z jego twórczością. Sięgnęłam wtedy po bestseller, który w dalszym ciągu cieszy się wyjątkową mnogością pozytywnych opinii - "Cień wiatru". Dlatego ogromnie nie mogłam doczekać się kolejnej podróży w głąb historii opowiedzianej przez tego wyjątkowo utalentowanego pisarza.

Rok 1943. Uciekając przed chaosem II wojny światowej, małżeństwo Carverów wraz z trójką dzieci - Alicją, Maxem i Iriną - przeprowadza się do małego miasteczka położonego nad brzegiem Atlantyku. Wprowadzają się do domu przy plaży, zamieszkiwanym niegdyś przez małżeństwo Fleishmanów, których kilkuletni synek utonął podczas zabawy w morzu. Już pierwsze godziny pobytu w nowym miejscu obfitują w dziwne wydarzenia: wskazówki dworcowego zegara biegną wstecz, a nocą Max obserwuje przez okno dziwny ogród pełen tajemniczych posągów trupy cyrkowej. Dzieci poznają kilkunastoletniego Rolanda oraz jego dziadka, Victora Kraya, który zdradza im pewną starą legendę o Księciu Mgły - złym czarowniku, który może spełnić każde życzenie, jednak w zamian oczekuje bardzo wiele... Choć początkowo rodzeństwo jest zafascynowane mroczną historią, z czasem okazuje się, że owa legenda ma w sobie sporo prawdy...

Chociaż "Książę Mgły" jest klasyfikowany jako literatura młodzieżowa, to osobiście nie odczułam, by książka traciła przez to choć odrobinę swej wartości. Oczywiście ma ona zupełnie inny klimat, niż wspomniany już "Cień wiatru" czy "Gra anioła", jednak nie jest to klimat pod żadnym względem gorszy. Powieść o tytułowym Księciu jest pełna tajemniczości i - co najważniejsze - magii, którą wyczuwa się już od pierwszej strony. Autor od samego początku wciąga czytelnika w wir wydarzeń i nie pozwala mu się uwolnić aż do ostatnich stron. Akcja naprawdę zaciekawia - bo czyż Książę Mgły nie jest intrygującą postacią? Carlos Ruiz Zafón postarał się o to, by tytułowy bohater stał się kimś, kto chwyta czytelnika za rękę i prowadzi za sobą, szepcząc co chwilę: Chodź ze mną, chodź...  

Jednakże powieść ta sprawdza się nie tylko jako przyjemna rozrywka na wolne popołudnie. "Książę Mgły" przekazuje także wiele wartości; w prosty, lecz dosadny sposób podsuwa pewne refleksje, zmusza do przemyśleń i wspomnień. Pokazuje, że przyjaźń, miłość i wzajemne zaufanie to coś, co powinniśmy cenić w życiu najbardziej, gdyż w trudnych, nieprzewidywalnych sytuacjach to właśnie bliscy wyciągną do nas pomocną dłoń i o tym należy zawsze pamiętać.

Jako debiut literacki oceniam "Księcia Mgły" bardzo pozytywnie. Pomimo, iż powieść jest krótka i pozostawia pewien niedosyt, myślę, że warto zwrócić na nią uwagę i zatrzymać się przy niej na chwilę. Być może nie jest to żadne arcydzieło i rozumiem tych, których książka rozczarowała, jednak w mój gust trafiła wyśmienicie i dlatego właśnie już dołączyła do moich ulubionych pozycji. Tymczasem z niecierpliwością wyczekuję kolejnego spotkania z Carlosem Ruizem Zafónem - tym razem w owianym tajemnicą "Pałacu Północy".


 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

wtorek, 17 maja 2011

"Gone. Zniknęli. Faza trzecia: Kłamstwa" Michael Grant

 

Zabierając się za lekturę trzeciej części serii "Gone. Zniknęli", byłam ogromnie ciekawa, co nowego i zaskakującego udało się tym razem wymyślić Michaelowi Grantowi. Niewątpliwie cykl jego autorstwa stał się ostatnimi czasy jednym z najpoczytniejszych wśród młodzieży (i nie tylko), jednakże - jak wiemy - bardzo ciężko jest utrzymać każdy kolejny tom danej serii na tym samym, wysokim poziomie. I tu pojawia się pytanie: jak poradził sobie z tym Michael Grant?

Akcja rozpoczyna się w momencie, kiedy od powstania ETAP-u mija dokładnie siedem miesięcy. Siedem długich miesięcy bez dorosłych, w małym miasteczku odciętym od świata za sprawą dziwnego muru. A teraz, dodatkowo, pojawiają się kolejne problemy. W Perdido Beach nie ma prądu i wody, gdyż elektrownia została zajęta przez wrogi obóz - dzieciaków z Coates Academy. Co więcej, zjawia się Prorokini, która twierdzi, iż poprzez dotknięcie kopuły widzi to, co dzieje się poza nią. I przekonuje innych, że wyjście z ETAP-u jest tylko jedno - śmierć... Ekipa Ludzi, pod przewodnictwem Zila, szykuje się na wojnę przeciw odmieńcom, a rada miasteczka, dotychczas sprawująca funkcję burmistrza, powoli zaczyna się rozpadać. W Perdido Beach dzieje się naprawdę źle...

Pisanie o trzeciej części serii nie należy do łatwych zadań, gdyż odnoszę wrażenie, że właściwie wszystko zostało już powiedziane. Bardzo ciężko jest też powstrzymać się od zdradzenia choć małych szczegółów fabuły, aczkolwiek wiem, że zepsułoby to całą zabawę tym, którzy lekturę mają jeszcze przed sobą. W gruncie rzeczy akcja i jej tempo to największe walory zarówno tej książki, jak i całego cyklu. "Faza trzecia: Kłamstwa" obejmuje zaledwie sześćdziesiąt sześć godzin i pięćdziesiąt dwie minuty, a więc niecałe dwie doby, lecz w tym czasie dzieje się naprawdę bardzo, bardzo dużo. Po raz kolejny Michael Grant zapewnia czytelnikowi mnóstwo rozrywki i - daję słowo - podczas lektury nie ma ani chwili na oddech.

Moją uwagę w znacznej mierze przykuły nowe wątki oraz nowe postacie wprowadzone do fabuły. Choć mogłoby się wydawać, że utrzymywanie akcji w zamkniętym terytorium, jakim jest ETAP, nie może już niczym zaskoczyć, to jednak autor udowadnia, że wiele niespodziewanego może się jeszcze wydarzyć. Mimo że bohaterowie względnie poradzili sobie ze strachem towarzyszącym im głównie na samym początku oraz głodem dominującym w kolejnych miesiącach, to tym razem muszą zmierzyć się z fałszywymi pogłoskami, które rozprzestrzeniają się wśród dzieciaków. I do końca nie wiadomo, kto mówi prawdę...

Ostatnie strony książki nadal nie dają mi spokoju i w mojej głowie nieustannie pojawia się myśl, czyżby autor rzeczywiście uchylił rąbka tajemnicy i zdradził co nieco na tych kilku końcowych kartach powieści...?

Gwarantuję, że jeśli zajrzycie do tej serii choć na moment, to nie będziecie potrafili oprzeć się pokusie - pochłoniecie każdą część z wypiekami na twarzy. A "Faza trzecia: Kłamstwa" to już "półmetek" całego cyklu i muszę przyznać, że robi się coraz ciekawiej.

 Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.

sobota, 7 maja 2011

"Z ciemnością jej do twarzy" Kelly Keaton


Kelly Keaton to kolejna autorka, która postanowiła spróbować swych sił w bardzo popularnym obecnie gatunku paranormal romance. Zaczytują się w nim głównie nastolatki, choć i starsza część odbiorców przyjmuje tego typu książki dość pozytywnie. Osobiście preferuję nieco inny rodzaj literatury, jednak każdemu potrzebna jest od czasu do czasu mała odmiana. 

"Z ciemnością jej do twarzy" to pierwsza część cyklu Bogowie i Potwory. Opowiada historię Ari - zbuntowanej siedemnastolatki, którą wyróżnia dość osobliwy wygląd: nienaturalnie zielone oczy oraz długie, srebrzyste włosy, niepodatne na wszelkie zabiegi fryzjerskie. Chcąc dowiedzieć się czegoś o swojej przeszłości, dziewczyna trafia do Nowego 2 - dawnego Nowego Orleanu, który po tragicznych w skutkach huraganach został wykupiony przez sojusz dziewięciu bogatych rodzin. Miasto pełne jest dziwnych istot o nadnaturalnych mocach i ogromnych wpływach. Ari poznaje tam atrakcyjnego pół-wampira Sebastiana, który oferuje jej swoją pomoc w poszukiwaniu informacji o nieznanych rodzicach. Odkrywając swą przeszłość, bohaterka dociera do miejsca, w którym przyjdzie jej się zmierzyć z niebezpieczną boginią wojny, Ateną.

Przy stale rosnącej liczbie powieści młodzieżowych coraz trudniej o jakąkolwiek oryginalność, jednakże Kelly Keaton  udało się wprowadzić pewien powiew świeżości. Oczywiście mam na myśli wątek mitologiczny, zawarty w kreacji bogini Ateny, który okazał się być ciekawym, lecz niezupełnie wykorzystanym elementem ubarwiającym fabułę. Wyraźnie widać, że autorka miała interesujący pomysł, aczkolwiek to, co otrzymujemy w powieści, to jedynie namiastka tego, co powinno być wyeksponowane o wiele staranniej. Motyw mitologiczny został przedstawiony powierzchownie, a to w konsekwencji sprawiło, że bogini Aneta nie przykuła mojej uwagi dostatecznie mocno, była tylko niewielkim dodatkiem, pozostawionym gdzieś na uboczu. 

Podczas lektury początkowych rozdziałów odniosłam wrażenie przepychu panującego głównie wśród postaci. Bowiem poznajemy tam zwykłych ludzi, wspomnianych już przedstawicieli mitologii, wampiry, czarownice, różnorodne hybrydy i inne tym podobne istoty. Jednak mieszanka ta została dość zgrabnie uformowana i, jak się później okazało, nie działa na niekorzyść książki, dlatego nawet osoby znudzone już wszechobecnymi wampirami mogą śmiało sięgnąć po powieść Kelly Keaton. Co do samej głównej bohaterki - Ari - muszę przyznać, że nie zapałałam do niej zbyt wielką sympatią, choć jest to postać, którą niewątpliwie da się polubić. Autorka obdarzyła ją wieloma różnorodnymi cechami charakteru, przez co Ari stała się bohaterką niezwykle dynamiczną, nieprzewidywalną i wybuchową. Raziło mnie jednak to, jak często Pani Keaton podkreślała jej odmienność. Ostatnimi czasy literatura młodzieżowa to wylęgarnia "dziwnych", "innych", "nierozumianych przez wszechświat" bohaterek, więc autorka zdecydowanie mogła odpuścić sobie ten utarty już schemat.

Niewątpliwie największym plusem tej książki jest fakt, iż akcja gna w niej do przodu w ekspresowym tempie. Krótko mówiąc - nie sposób się przy niej nudzić. Każde wydarzenie daje początek kolejnemu, a dodatkowo przez cały czas rodzą się różnorodne pytania, na które - co oczywiste - autorka nie daje właściwie żadnych odpowiedzi. Zakończenie samo nasuwa konieczność kontynuacji, dlatego też osobiście będę wypatrywać kolejnej książki z cyklu Bogowie i Potwory, przy czym mam ogromną nadzieję, iż Kelly Keaton bardziej rozbuduje wątki poboczne i wystawi na pierwszy plan to, w czym tkwi potencjał serii - mitologię. 


Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Znak.

środa, 4 maja 2011

"Zabawa w miłość" Margaux Fragoso


Zabawa w miłość” to zarówno debiut powieściowy, jak i autobiografia Margaux Fragoso, trzydziestoletniej Amerykanki. Poprzez słowo pisane dzieli się ona swoją historią. Historią wstrząsającą i szokującą do granic możliwości.

Margaux poznajemy, kiedy dziewczynka ma zaledwie siedem lat. Jest wychowywana przez psychicznie chorą matkę oraz ojca, który nie stroni od alkoholu, a nawet ucieka się do przemocy, próbując okiełznać dość trudny charakter córki. Pewnego dnia, bawiąc się na basenie, Margaux poznaje dorosłego mężczyznę – pięćdziesięcioletniego Petera. Początkowa przyjaźń z czasem przeradza się w niebezpieczny „związek”, który będzie trwał aż przez kolejne piętnaście lat. I choć dziewczynka, następnie nastolatka, a w końcu młoda kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, iż stała się ofiarą pedofila, to wciąż odczuwa, że z oprawcą łączy ją nadzwyczajna więź, której nie potrafi zniszczyć.

Podczas lektury niejednokrotnie nasuwało mi się pytanie: dlaczego ona tak po prostu się na to wszystko godziła? Bo niezrozumiały jest dla mnie fakt, iż siedmioletnia dziewczynka, stopniowo dojrzewając, może świadomie i dobrowolnie pozwalać dorosłemu mężczyźnie na wielokrotne wykorzystywanie seksualne. I, w moim mniemaniu, nie tłumaczy tego żadna więź emocjonalna, choć można było wyczuć w słowach autorki, iż Peter był dla niej kimś więcej niż tylko „znajomym”. Margaux doskonale zdawała sobie sprawę, iż ich relacje są mocno nieodpowiednie, wiedziała, że kilkunastoletnia dziewczyna nie powinna spędzać czasu z mężczyzną, który mógłby być zarówno jej ojcem, jak i dziadkiem. Obserwowała swoje koleżanki, które spotykały się z rówieśnikami i miała świadomość tego, że jest w jakiś sposób „inna”. Jednakże brak zainteresowania ze strony rodziców doprowadził w konsekwencji do tego, że Margaux, pomimo wszelkich wątpliwości nasuwanych przez otoczenie, zaczęła traktować Petera jak kochanka, przyjaciela, towarzysza zabaw, a w ostateczności – jak ojca. Dlatego też w jej umyśle narodziło się silne uczucie, które nie pozwalało jej zerwać kontaktów z mężczyzną.

Biorąc tę książkę do ręki, spodziewałam się trudnej, przytłaczającej historii. Jednakże w rzeczywistości opowieść Margaux Fragoso okazała się być łatwa w odbiorze, momentami nawet zabawna, a co więcej - pokusiłabym się wręcz o stwierdzenie, że „Zabawa w miłość” jest książką przyjemną. Być może wynika to z faktu, iż nie jest to bezpośredni pamiętnik autorki, a sprawnie napisana powieść. Ponadto, jeśli się dobrze przyjrzymy, to z łatwością zauważymy, iż pomimo szokującego tematu lektura ta fascynuje i daje czytelnikowi nadzieję. Nadzieję na to, że każda ofiara ma szansę na wyjście z koszmaru i rozpoczęcie nowego życia. Fragoso pokazuje, iż nawet z pozornie beznadziejnej sytuacji da się wyjść zwycięsko. Trzeba jednak znaleźć w sobie odpowiednią siłę, rozliczyć się z przeszłością i podjąć próbę odbudowania swojego świata na nowo.

Podsumowując, pozwolę sobie przytoczyć słowa innej pisarki – Alice Sebold na temat autobiografii Margaux Fragoso: „(...) Obraz tej relacji jest szokujący i odkrywczy. Jako opowieść ofiary jest poruszający, jako dzieło literackie – genialny”. A od siebie dodam jeszcze tylko dwa słowa: naprawdę warto. 

 
Książka została przekazana od serwisu nakanapie.pl, za co serdecznie dziękuję.

niedziela, 1 maja 2011

"Krąg Magii 1. Księga Sandry" Tamora Pierce


"Księga Sandry" to pierwsza część tetralogii z gatunku fantasy autorstwa amerykańskiej pisarki, Tamory Pierce. Opowiada ona historię czwórki nastolatków - Sandrilene fa Toren, Daji Kisubo, Trisany Chandler oraz Briara Mossa - którzy wspólnie przybywają do Świątyni Wietrznego Kręgu. Mają tu, pod czujnym okiem wielkiego maga Niko, nauczyć się kontroli nad swoimi magicznymi zdolnościami. Sandry, arystokratka z bogatego domu, jest obdarzona darem wplatania światła w jedwabne nici; Daja, odrzucona przez swoich rodaków, jest szczególnie uzdolniona w obróbce metali; Tris posiada władzę nad pogodą; Briar, były złodziej, fascynuje się roślinami i z nimi właśnie wiążą się jego zdolności. Dzieci uczą się korzystać ze swoich mocy, ale również poznają smak przyjaźni, zemsty oraz uczą się wzajemnego szacunku.

Mimo, iż "Księga Sandry" ukazała się w Stanach Zjednoczonych już w 1997 roku, to w Polsce została wydana dopiero teraz. Zastanawia mnie właśnie ten fakt - dlaczego któreś z wydawnictw nie pokusiło się znacznie wcześniej o wydanie tego cyklu. Bo "Księga Sandry" to naprawdę przyjemna lektura, choć - niestety, nie mogę tego nie dodać - odniosłam wrażenie, iż Tamora Pierce pisała tę książkę z myślą o nieco młodszej części odbiorców. To spostrzeżenie pojawiło się w mojej głowie już po kilku rozdziałach, toteż całość powieści odebrałam nieco obojętnie. 

To, co zdecydowanie zaliczam do największych plusów, to świat stworzony przez Tamorę Pierce na potrzeby cyklu. Jest to świat pełen magii, tajemnic i nadnaturalnych zjawisk. Najprzyjemniejszym elementem był dla mnie, doskonale wyczuwalny podczas lektury, jego klimat. Klimat pełen spokoju, łagodności... Niejednokrotnie miałam wrażenie, jakby przez karty powieści przenikały promienie wiosennego słońca oraz podmuchy lekkiego wiaterku. Jednakże miało to także, niestety, swoje minusy - akcja toczyła się dość monotonnie, nawet, kiedy bohaterowie wpadali w tarapaty, nie odczuwałam żadnych większych emocji. Po prostu czytałam kolejne rozdziały, nie uczestnicząc w wydarzeniach, nie wczuwając się w poszczególne sytuacje. 

Niemniej jednak, uważam, iż "Księga Sandry" to niezły początek serii. Muszę przyznać, że książka posiada pewnego rodzaju urok - być może wynika to z delikatności i łagodności, które wprost emanują z tej powieści. Do lektury zachęcam przede wszystkim miłośników fantasy, lecz uprzedzam - z pewnością rozczarują się ci, którzy od "Księgi Sandry" oczekują nagłych zwrotów akcji i niespodziewanych wydarzeń. Obawiam się tylko, czy aby z owej delikatności nie wyłaniała się także, gdzieś między wierszami, pewnego rodzaju banalność... Póki co, oczekuję na drugą część cyklu - "Księgę Tris", której przedsmak, w postaci pierwszego rozdziału, można przeczytać na ostatnich stronach "Księgi Sandry".

Za egzemplarz recenzyjny dziękuję Wydawnictwu Initium.