Dotychczas spotkałam się z twórczością Érica-Emmanuela Schmitta tylko jeden raz. Sięgnęłam wtedy po znaną i lubianą powszechnie książkę pt. "Oskar i Pani Róża". Historia chorego chłopca ujęła mnie swym realizmem i prostotą, i choć przyrzekłam sobie, że zapoznam się z innymi dziełami Schmitta, to jednak realizację tego zamiaru odłożyłam na później. Teraz, po przeczytaniu "Historii miłosnych", ogromnie żałuję, że kazałam Schmittowi tak długo czekać. Bo niewątpliwie nasze drugie spotkanie było jeszcze bardziej udane niż pierwsze. Bo niewątpliwie Éric-Emmanuel Schmitt potrafi pisać o miłości tak, jak nikt inny.
"Uczucia przemieszczają się jak płyty, które tworzą Ziemię. Kiedy się poruszają, kontynenty zderzają się ze sobą, powstają gwałtowne przypływy, wybuchy wulkanów, tsunami, trzęsienia ziemi..."[1]"Historie miłosne" to zbiór siedmiu opowiadań traktujących o wszelkich uczuciach, jakie mogą zawładnąć sercem człowieka: od koleżeńskiej sympatii, poprzez gorącą, namiętną miłość, aż do dogłębnej nienawiści. Kompozycję tę wzbogaca dodatkowo jedna z najsłynniejszych książek Schmitta, "Tektonika uczuć". Każde z opowiadań, na swój sposób niepowtarzalne i wyjątkowe, przedstawia miłosne rozterki bohaterek - Marzycielki z Ostendy, która wspomina swą młodzieńczą miłość, obserwując świat przez taflę szkła; Gabrieli, zagubionej wśród własnych myśli, podejrzeń i wątpliwości, które popychają ją do zbrodni; Odette Jakkażdej, która darzy uczuciem sławnego pisarza; pięknej, adorowanej przez wielu mężczyzn Hélène, niepotrafiącej dostrzec piękna otaczającego świata. Przeżywając wszystko razem z tymi kobietami, dostrzegłam romantyczną, wrażliwą duszę samego autora. Zachwycił mnie sposób, w jaki potrafi on opowiadać o różnych odcieniach uczuć. O miłości, przyjaźni, nadziei, samotności, nienawiści, rozpaczy.
"Spytała go, co może być pięknego w szarym deszczowym dniu, a on opowiadał o niuansach barw, jakie przybierze niebo, drzewa i dachy, kiedy wybiorą się na spacer po południu, o nieposkromionej potędze wzburzonego oceanu, o parasolu, który zbliży ich do siebie, gdy będą szli pod ramię, o szczęściu, jakie odczują, wracając na gorącą herbatę, o ubraniach suszących się przy kominku, o zmęczeniu, które wtedy z nich spłynie (...)"[2]
Opowiadaniem, które zdecydowanie najbardziej do mnie przemówiło, które poruszyło mnie najmocniej i wzbudziło we mnie emocje, był tekst pt. "Wszystko, czego potrzeba do szczęścia" - o kobiecie, która w pewnym momencie swego życia odkrywa coś, co już na zawsze burzy jej małżeńskie szczęście. Jednakże byłabym niesprawiedliwa, gdybym nie wspomniała także o równie dobrej "Zbrodni doskonałej" czy "Marzycielce z Ostendy". Tak naprawdę każde opowiadanie ma swój niepowtarzalny urok, każde przedstawia nam inną, lecz równie piękną i wzruszającą historię.
Ostatni element "Historii miłosnych", stanowiący pewnego rodzaju zwieńczenie całości, a mianowicie "Tektonika uczuć", poniekąd mnie rozczarował. Poniekąd, gdyż miłość bohaterów - Diane oraz Richarda - była bardzo piękna, ich uczucie skłoniło mnie do pewnych refleksji. Rozczarowałam się jedynie co do samej formy tego utworu, gdyż "Tektonika uczuć", pisana w formie dramatu, z podziałem na role, nieszczególnie przypadła mi do gustu. Trudniej było mi wczuć się w sytuację bohaterów, dialogi były momentami nieco sztuczne, brakowało mi opisów, głosu narratora. Niemniej jednak Schmitt po raz kolejny udowodnił, że umie posługiwać się słowem i robi to naprawdę wspaniale.
Cóż więcej należałoby dodać? Słówko pochwały dla Wydawnictwa - "Historie miłosne" zostały naprawdę przepięknie wydane, okładka przyciąga wzrok, a przy tym zbiór dopełniają cudowne ilustracje autorstwa Patrycji Wojtczak. Czyż nie jest to dodatkowa zachęta? Myślę, że wystarczy już tylko jedno krótkie słowo: polecam.
[1] "Historie miłosne" Éric-Emmanuel Schmitt, Wydawnictwo Znak, Kraków 2010, str. 453
[2] Tamże, str. 247
Recenzja napisana dla portalu Lubimy Czytać.
16 komentarze:
Książki tej nie czytałam i po Twojej recenzji bardzo tego żałuję ;) Ale na pewno się skuszę, bo mam na swojej liście. Pozdrawiam :D
Schmitt zachwycał mnie kiedyś, potem mi się przejadł. Ale może jeszcze wrócę kiedyś do jego książek :)
Zobaczymy. :)
do tej pory czytałam może z 3 książki Schmitt`a. Nie wiem czy sięgnę po "historie miłosne" (gdyż kilka opowiadań powtarza się z innych jego książek) ale inne lektury tego autora z chęcią przeczytam :)
Ehh, muszę w końcu zabrać się za Schmitta, bo nie tknęłam jeszcze "Tektoniki uczuć", która kurzy się na mojej półce. Tę książkę też z chęcią przeczytam. ;)
Schmitta cenie ogromnie.
Każda jego książka jest pyszna niczym kubek gorącej czekolady.
Jest to jednak przyjemność wysokokaloryczna i przy nadmiernym zaczytywaniu się w jego dziełach można po prostu się przejeść.
Dlatego czekam, aż miną moje uczucia po ,, Tektonice uczuć,, :)
W 100% po nią sięgnę.
A co do Crescendo to już przeczytałam i do piątku powinna się pojawić recenzja na moim blogu ;)
biedronko, ja co prawda sama mam na razie niewiele spotkań ze Schmittem za sobą, więc tak naprawdę przejedzenie na razie mi nie grozi, lecz mimo to nie mam w planach innej książki tego Pana na najbliższy czas. :)
Nie zapoznałam się jeszcze z tym autorem, ale mam zamiar
"Oskarem i panią Różą" nie byłam nigdy zainteresowana, ale Twoja recenzja zachęciła mnie do "Historii miłosnych". Może przeczytam :)
W tym roku najprawdopodobniej będę przerabiać w szkole "Oskara i panią Różę" i jeśli mi się spodoba to niewykluczone, że sięgnę także po inne książki tego autora.
Najpierw "Oskar i pani Róża", później zobaczę :)
Schmitta uwielbiam za "Oskara...", za "Pana Ibrahima..." i "Dziecko..." ;) Myślę, że sięgnę kiedyś i po tę książkę ;P
Ta okładka ma w sobie coś takiego, że uspokaja i zarazem zaciekawia potencjalnego czytelnika. Myślę, że się skuszę po tą pozycje, jednak wpierw muszę przeczytać książki, które czekają na komodzie i się zaczynają kurzyć.
taka kompozycja uczuć mi się podoba. bez przesładzania. pełna gama emocji :)
Oho, już wiem do czego warto zajrzeć! Schmitta lubię, więc tym chętniej :D
Prześlij komentarz